Duże i poważne sukcesy są dla ludzi cierpliwych i wytrwałych.

Ogromna część naszego społeczeństwa nie odnosi zbyt dużych sukcesów w życiu. Jednym z głównych powodów takiego stanu rzeczy jest to, że zdecydowana większość ludzi nie potrafi inwestować w swoją przyszłość.

Dominuje podejście, że albo coś przynosi szybkie/natychmiastowe efekty albo jest „beznadziejne”, „nie działa”, „to nie dla mnie”.

Ilu ludzi ma w sobie tyle wytrwałości, aby pracować nad czymś całymi latami nim osiągną oczekiwany efekt?

Najłatwiej sobie powiedzieć, że nie ma się czasu albo jest się za starym na takie zabawy :)

Na pierwszy rzut oka praca nad dostatkiem, która tak konkretnie zaowocuje np. dopiero po 5 latach może się wydawać nie warta zachodu. Nawet jeśli masz przed sobą tylko 20 lat życia, to nie czy lepiej popracować 5 lat i 15 cieszyć się bogactwem czy trochę mniej popracować, ale za to klepać biedę do końca swych dni?

A teraz dodajmy jeszcze do tego fakt, że przenosisz do kolejnego życia sporą część tego, co wypracujesz sobie w tym życiu. A więc nawet jeśli w tym życiu nie nacieszysz się jakoś długo tym bogactwem, to zdążysz jeszcze w kolejnym, gdzie już pewnie na starcie wcielisz się tak, aby było bogato i dostatnio :)

Tak jak do dziś „ścigają” Was obciążenia i negatywne intencje z poprzednich wcieleń, tak samo podążać będzie za Wami cała dobra karma i pozytywne intencje, jakie sobie nagromadzicie. A karma się nie zużywa! Będziecie doświadczać tej dobrej karmy tak długo, aż z niej nie zrezygnujecie, a do tego nie musi w ogóle dochodzić jeśli będziecie uwalniać się od wszelkich autodestrukcyjnych i sabotujących wzorców.

Także to wszystko co sobie wypracujecie, potencjalnie może być z Wami już na zawsze! Czy w takim razie to rzeczywiście jest aż takie wielkie poświęcenie, żeby te ileś lat popracować nad czymś konkretnym? W kontekście wieczności to nie jest nawet mrugnięcie okiem.

Wspominałem o ludziach, którym się nie chce czekać i pracować. Oprócz nich są jeszcze tacy, którzy chcą pracować, ale nie chcą czekać :) Ci szukają skrótów, magicznych rozwiązań, które za jednym zamachem rozwiążą ich wszystkie problemy – byleby tylko nie ruszać sedna ich problemów.

Tragikomiczne jest to że potrafią nieskutecznie szukać tych skrótów dłużej niż zajęła by im uczciwa praca nad sobą. Mija 20 lat, a oni nadal są w punkcie wyjścia, ale bogaci o „doświadczenie”, że oni już wszędzie byli, wszystko robili, ale nic nie działa. Niektórzy się poddają w pewnym punkcie, inni „walczą” do końca.

Niestety prawda jest taka, że im więcej mamy obciążeń, tym więcej jest kompromisów czy mniejszych i większych poświęceń na które musimy się zgodzić, jeśli chcemy coś osiągnąć. Wszystko oczywiście w zgodzie ze sobą i z szacunkiem do swoich potrzeb, bo to też nie chodzi o to, żeby się katować :)

Cele, które udało mi się w życiu osiągnąć czy które dopiero będę osiągał zawdzięczam przede wszystkim temu, że nie warunkuje mojej pracy nad sobą osiągniętymi efektami. Niezależnie od tego jak długo by się one nie pojawiały, robię to co na dany moment uważam za najsłuszniejsze tak długo, aż nie dojdę do celu. Po drodze koryguje swoje działania, jeśli wyjdzie że coś było nie tak albo się się coś zmieni. Utrzymuje nastawienie, że jeśli mi na czymś zależy to po prostu robię to co trzeba, aby to osiągnąć. Rezygnacja nie wchodzi w grę.

Oczywiście nie jestem maszyną i nie raz miałem chwile słabości, przestoje w pracy nad sobą, nie raz się poddawałem negatywnym emocjom. Różne rzeczy się działy, ale ja po prostu nie pozwalałem sobie na to, aby odpuścić sobie to co realnie było dla mnie ważne – niezależnie od okoliczności.

Ważne jest to, aby wykorzystywać szanse i możliwości. Jeśli mam więcej wolnego czasu to nie wykorzystuje go tylko na to, aby się więcej obijać, ale żeby zrobić też więcej fajnych, wartościowych rzeczy. Gdy 2 lata temu przyszła do mnie niespodziewanie większa gotówka, to tylko część tych pieniędzy przeznaczyłem na różne mniej lub bardziej ważne wydatki, a sporą kwotę odłożyłem z myślą o rozkręcaniu własnej działalności za jakiś czas. I te pieniądze sobie leżały grubo ponad rok, nim rzuciłem pracę i miałem swobodę w rozkręcaniu się, bez obawy że mi na chleb zabraknie nim pozyskam więcej klientów :)

Mogłem sobie zaszaleć i pojechać na zagraniczną wycieczkę, ale powiedziałem sobie, że na taką wycieczkę pojadę jak będzie mnie stać. A przez to miałem na myśli nie posiadanie konkretnej kwoty na koncie, a po prostu pewien poziom rozwiniętej prosperity. Jeśli będę realizował w swoim życiu konkretny poziom bogactwa i przepływu pieniędzy to wtedy będę mógł powiedzieć, że mnie stać.

Podjąłem więc decyzje, że zamiast pojechać na jedną taką wycieczkę za te pieniądze – wykorzystam je do tego, aby rozkręcić działalność, dzięki której będę mógł spokojnie sobie robić takie wycieczki regularnie :)

I to jest właśnie podejście, które jest inwestowaniem w siebie.

Jeśli mam do wyboru mieć ciastko teraz albo wielkie ciasto za miesiąc, to wybieram tą opcję, gdzie mam własną cukiernie za 2 lata :D

Komentarze są zamknięte.