Wiele razy w swoim życiu ponosiłem porażki, choć dziś na szczęście zdarza się to znacznie rzadziej (lepsza samoocena robi swoje). Mam swoje słabości i ograniczenia, które sprawiają że nie przejawiam siebie w pełni naturalnie. Mam wady z powodu których nie można by mnie nazwać ideałem :)

Nie wszystko wychodzi mi tak dobrze i szybko jakbym chciał. Nie zawsze rzeczy idą po mojej myśli. Zdarza mi się trafiać na ściany przy realizacji niektórych celów.

Czy mam sobie z tego powodu okazywać niechęć? Czy mam się wkurzać na świat, ludzi i Boga? Czy mam się poddawać i rezygnować z siebie i swoich marzeń?

Nie widzę w tym żadnego sensu. Czemu miałoby to służyć i gdzie miałoby mnie to zaprowadzić? Co takiego miałbym osiągnąć takim nastawieniem?

Zdarza mi się zdenerwować i brzydko przeklinać, jak się coś w życiu sypnie. No cóż, to jedna z moich słabości :) Niezależnie jednak od emocji, zawsze biorę się w garść i po prostu robię swoje – szukając najlepszych rozwiązań, jakie są dla mnie osiągalne na dany moment.

Jeśli mam jakiś cel i nie jest to nic, co okazało by się dla mnie z jakiegoś powodu niekorzystne, to nie widzę powodu dla którego miałbym się poddać. Może mi realizacja zająć nawet i pół życia, ale jeśli na czymś mi zależy to osiągnę to. Nie tracę czasu na rozważania typu „a czy to dla mnie jest możliwe?”, bo takie rzeczy tylko strasznie wyhamowują realizację.

Nie poddaje się z powodu własnych ograniczeń czy zewnętrznych przeszkód. Jeśli w trakcie się okazuje, że trzeba zrobić więcej, to po prostu to robię. Idę cały czas do przodu niezależnie od wszystkiego i wiem, że nie ma takiej siły we wszechświecie, która by mnie zatrzymała, ponieważ wystarczy że to ja sam ze sobą ustaliłem o co mi chodzi i czego chce.

Gdy zaczynałem pracę nad sobą, byłem emocjonalnym wrakiem, który tak silnie pragnął miłości, czułości i bliskości na JUŻ. Choć całe życie byłem totalnie samotny, to nie chciałem byle czego. Postawiłem sobie za cel, że spotkam kobietę mojego życia, kobietę przy której poczuję, że to jest właśnie magiczne TO – spełnienie wszystkich moich marzeń.

Cały ten rozwój zaczął się od tego, że coś we mnie pękło i stwierdziłem, że mogę albo się całkowicie poddać ze swoim życiem albo COŚ zrobić. Nie potrafiłem znieść myśli o całkowitym poddaniu się, więc została mi tylko jedna opcja. Musiałem coś zmienić i po prostu nie było miejsca na jakiekolwiek inne opcje. I to było w tym całym nieszczęściu największe szczęście. Właśnie wtedy zrodziło się we mnie poczucie, że osiągniecie mojego celu to jedyna dopuszczalna możliwość. Do dziś utrzymuje to nastawienie we wszystkim – nie dopuszczam porażki jako efektu końcowego, a co najwyżej jako efekt pośredni, przystanek w drodze do sukcesu.

Ja wtedy chciałem tak bardzo na TERAZ ten mój cudowny związek, więc intensywnie pracowałem. Mijały tygodnie, miesiące, a tu ciągle wychodziły kolejne rzeczy do przerobienia, a w temacie związku cisza. Nie raz miałem chwile totalnej rozpaczy, gdzie cały we łzach i smarkach wiłem się po podłodze i wkurzałem się to na siebie, to na Boga że „czemu to JESZCZE się nie dzieje, że jak długo jeszcze mam cierpieć?”.

Potem doprowadzałem się do porządku i po prostu pisałem kolejną afirmacje czy robiłem kolejną medytacje. I tak przez 4 lata, aż w końcu spotkałem Ją i już nic nie było takie samo, jak wcześniej :)

I wiecie co? Ja przez te 4 lata wyrzucałem z siebie ogrom emocji i było mi momentami naprawdę ciężko, ale nigdy, nawet raz mi nie przyszło do głowy żeby przestać to wszystko robić i się poddać. Wiedziałem, że poddając się skazałbym się zapewne na porażkę, a na to nie zamierzałem sobie pozwalać. Byłem gotowy pracować nad sobą choćby i setki lat przez kolejne wcielenia, byłem gotowy rozstawać się ze swoimi poglądami, byłem gotowy zmieniać nastawienie czy nawet fundamenty na których była zbudowana moja osobowość. Tak bardzo desperacko pragnąłem tego związku.

To nie zawsze było zdrowe, bo było w tym sporo presji i napięć (a jakże by inaczej :D), ale nauczyło mnie to jednego – jak masz determinacje, to osiągniesz wszystko.

Pamiętam jak wiele lat temu powiedziałem mojemu ojcu, że chciałbym zajmować się pomaganiem ludziom w pracy nad sobą i prowadzić warsztaty dla całych grup ludzi. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym politowania i coś bąknął o tym, że może powinienem patrzeć bardziej realistycznie i skupić się na czymś bardziej osiągalnym dla mnie, jakiejś spokojnej, biurowej pracy.

Ja się mu nie dziwię, ponieważ wtedy byłem strasznie nieśmiałym i niepewnym siebie chłopcem. Nikt rozsądny by na mnie nie postawił i nie było w tym nic dziwnego. Ja jednak byłem świadomy swojej determinacji, więc wiedziałem że to tylko kwestia czasu, aż poradzę sobie z samooceną, nieśmiałością, lękiem przed ludźmi i wieloma innymi problemami.

Dziś to marzenie się wspaniale realizuje, a mnie rozpiera niesamowita duma jak sobie pomyślę o tym, z jakiego pułapu startowałem. Do dziś mam w sobie jeszcze pozostałości starej niepewności i nie emanuje niesamowitą pewnością siebie, jaką niektórzy w sobie mają. Nie jest to dla mnie jednak żaden powód do niepokoju czy umniejszania siebie. Ot, kolejna rzecz, która w swoim czasie dojrzeje i przetransformuje się w coś lepszego :)

Z każdym miesiącem coraz bardziej się rozkręcam, a warsztaty o których marzyłem już tyle lat temu, są coraz bliżej. To jeszcze nie dziś, ani nawet jutro, ale w swoim czasie, gdy odpowiednie rzeczy do tego dojrzeją. Nie zastanawiam się czy mi się to uda. Ja mogę Wam z całą pewnością powiedzieć, że te warsztaty będę prowadzić, że będą świetne i będą się cieszyć powodzeniem :) Nie wiem kiedy i czy od razu wszystko się będzie układać tak super, ale docelowo będzie tak, jak o tym marzę lub lepiej :) Jedyne co mnie może powstrzymać to zmiana planów na coś jeszcze lepszego – zawsze zostawiam miejsce na Boskie niespodzianki :)

Czy to znaczy że jestem jakiś wyjątkowy? Cóż, na pewno nie bardziej i nie mniej niż każdy z Was! :)

Wy wszyscy możecie przejawiać dokładnie to samo w swoich życiach. Jedyne co jest potrzebne to szczera, silna determinacja. Jeśli utrzymujecie nastawienie na celu i jest on całym Waszym światem, to oczywiście że go osiągnięcie! :) Ludzie się mogą z Was śmiać i uważać za szaleńców. Jeśli jednak podążacie za głosem serca i macie odpowiednią determinacje, to nawet góry się przesuną, żeby zrobić Wam drogę :)

Chciałbym żebyście byli świadomi tego, jaką moc w sobie posiadacie. Niezależnie od tego co o sobie sądzicie, co przejawiacie i jak się Wam życie ułożyło – możecie obudzić w sobie tą niesamowitą, niepowstrzymywalną siłę, dzięki której będziecie zawsze przeć do przodu, choćby się paliło i waliło wszystko wokół Was.

I tego właśnie Wam życzę – determinacji w przekraczaniu swoich ograniczeń i realizowaniu Waszego Boskiego potencjału :)

Komentarze są zamknięte.