Dla większości z nas normalne jest to, że mamy w swoim otoczeniu osoby, które nas jakoś specjalnie nie lubią, w których nie wzbudzamy żadnej sympatii – ot takie zwyczajne, neutralne relacje.

Schody się zaczynają jednak w momencie, gdy ktoś ma do nas dość konkretną awersje. I nie mówię tu o sytuacjach kiedy coś komuś zrobiliśmy czy prowokujemy do konkretnych, niemiłych zachowań.

Wystarczy że komuś nie spodobała się nasza twarz, że nasz sposób bycia pokazuje tej osobie coś, czego ona w sobie nie akceptuje albo burzymy jej cenny światopogląd swoim jestestwem. To może być cokolwiek.

Nawet jeśli uzdrowimy w sobie wszystko co się da, nawet jak się oświecimy – takie osoby mogą się pojawiać, z tą tylko różnicą, że ich problemy nie będą miały wpływu na nasze życie i samopoczucie.

Zanim jednak dojdziemy do tego wszystkiego, warto zrozumieć pewną, bardzo cenną lekcję – że niektórzy ludzie mogą nas nawet całym sercem nienawidzić, z całkowicie nieuzasadnionego powodu, a my z tym nic nie zrobimy.

Dla niektórych ludzi świadomość, że ktoś ma do nich tak silne, negatywne odczucia i nie da się z tym nic zrobić jest bardzo niekomfortowa. I nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ dopóki mamy w sobie różne niedoskonałości, braki w świadomości, prowokacje czy podatności – jesteśmy narażeni przy takich osobach na wpakowanie się w coś niemiłego dla nas.

Łatwo wpaść w cudze gierki i nakręcać się w spirali wzajemnej niechęci. Łatwo ulec emocjom i powiedzieć czy zrobić coś głupiego. Nie raz boimy się że ta osoba nas zniszczy, zrobi nam krzywdę w jakiś sposób, zaszkodzi nam (np. wrogi współpracownik podkopujący naszą opinie u szefa). Im więcej w nas dostrojenia do negatywnych energii czy podatności na różne rzeczy (np. poczucie winy, braki w bezpieczeństwie, niska samoocena) tym większy dyskomfort czujemy na myśl o takich nieprzyjaznych nam osobach.

Niektórzy ludzie z powodu swoich lęków wycofują się z przestrzeni w których pojawia się agresor i dają się w ten sposób zdominować. Nie robią pewnych rzeczy tylko dlatego, że wzbudziłoby to reakcję agresora.

Jeszcze inni próbują na siłę ugłaskać swojego wroga, pokazać mu że przecież nic do niego nie mamy, że nie chcemy żadnych wojen, że wszystko może być ok. Podjęcie takiej próby jest bardzo dobrym pomysłem w wielu przypadkach, ale jeśli to nie działa to trzeba wiedzieć kiedy się wycofać. Jeśli bowiem ta osoba się zaparła, to w żaden sposób jej nie przekonamy, a wręcz możemy ją jeszcze bardziej nakręcić przeciw sobie.

To, co musimy zaakceptować to fakt, że drugi człowiek może nas całym sobą nienawidzić i nie będziemy w stanie absolutnie NIC z tym zrobić. I ta nienawiść może być całkowicie niesprawiedliwa i niezasadna – ot, czyjeś urojenia.

A jak to zrobić? Przede wszystkim budując w sobie silne poczucie niewinności. Bez tego będziemy podatni na wiele nieprzyjemnych rzeczy. Do tego dodajemy stabilne poczucie bezpieczeństwa, miłość do siebie i świadomość swojej prawdziwej wartości.

Z takimi fundamentami cudza niechęć czy nienawiść do nas będzie dla nas tylko i wyłącznie czyjąś bajką, a nie czymś prawdziwym dla nas.

A im bardziej się angażujemy w cudze urojenia na nasz temat, tym więcej mocy im nadajemy. Najlepiej jest więc po prostu odpuścić, postawić granice, robić dalej swoje.

„Psy szczekają, karawana jedzie dalej” :)

Komentarze są zamknięte.