Zamiast próbować zmieniać ludzi wokół siebie, zadbajcie o swoją własną, osobistą przestrzeń duchową.

Wszystko czego doświadczamy dzieje się w naszej własnej przestrzeni fizycznej, emocjonalnej, psychicznej czy duchowej. Wszystko co się zadzieje w tych przestrzeniach, wynika z naszej otwartości na to, a ta zaś bierze się ze świadomej intencji, podatności czy nieświadomości (wszystko to jest jednak skutkiem naszych przeszłych działań i decyzji).

Jeśli drugi człowiek sprawia nam cierpienie to dlatego że w naszej własnej przestrzeni było miejsce na nie miejsce. Możemy więc gniewać się na tą osobę, ale gdyby nie ona, to zrobiłby to ktoś inny, prędzej czy później. Dopóki w naszej własnej przestrzeni jest na coś miejsce, dopóty istnieje szansa że przy właściwych okolicznościach tego doświadczymy.

Drugi człowiek nie jest więc przyczyną naszego cierpienia, tylko co najwyżej tą „sprzyjającą okolicznością”. Znalazł się w naszej przestrzeni i zrobił to co zrobił, ponieważ byliśmy na to otwarci.

Nie ma co się trzymać żalu i pretensji do tego człowieka, ani też do siebie, bo to nie tworzy dla nas żadnej wartości. Nie uzdrawia to problemu, w niczym nie pomaga, ani nie sprawia że ktokolwiek poczuje się lepiej. Po co więc się tego trzymać?

Niektórzy tak bardzo widzą w innych źródło swoich doświadczeń, że próbują na siłę na nich wpływać – nawracać ich, spuszczać „otrzeźwiający” łomot czy kontrolować i manipulować.

Tracą mnóstwo czasu i energii na „wpieprzanie się”(to jest z reguły na tyle inwazyjne że prosi się o dosadne określenie) w cudzą przestrzeń (na którą i tak nie mają bezpośredniego wpływu, bo to nie jest ich), a ułamek tego zaangażowania wystarczyłby do porządnego posprzątania własnej przestrzeni, na tyle aby nie doświadczać tych niepożądanych stanów.

Widzę mnóstwo nieszczęśliwych ludzi wiecznie skupionych na innych ludziach – próbujących odgadnąć co myślą i dlaczego coś robią, próbujących na nich wpływać i coś ugrać. Milion dziwnych gierek, niedopowiedzeń, nieszczerości, manipulacji, wymuszeń, itp. itd. A wystarczyłoby żeby każdy się skupił na sobie i tak naprawdę wszyscy byliby szczęśliwi :)

Prawdziwe szczęście to odbudowanie własnej przestrzeni, poczucie prawa do niej i zbudowanie w niej silnego centrum(świadomości swojej prawdziwej wartości), z poziomu którego wychodzimy do świata. Taki człowiek może wyjść gdziekolwiek i zrobić cokolwiek przy kimkolwiek i zawsze będzie mu dobrze ze sobą, zawsze będzie się czuł niewinnie, bezpiecznie, komfortowo i swobodnie.

Taki człowiek nie widzi zagrożenia w innych ludziach, ani nie mu przeszkadza mu w najmniejszym stopniu to jak inni się przejawiają. On wie, że w jego przestrzeni znajdzie się tylko to, co go interesuje, więc nie musi się przejmować cudzymi obciążeniami. On wie, że nikt nic mu nie zrobi wbrew jego woli, a każde ewentualne niemiłe doświadczenie może potraktować jako wskazówkę pokazującą co tam jeszcze niedomaga w jego własnej przestrzeni.

Jeśli czegoś chce od świata to nie musi sobie tego wywalczać, wydzierać czy osiągać w inny wysiłkowy sposób. Wystarczy, że robi na to miejsce w swojej przestrzeni, a ona się tym wypełnia w sposób naturalny. Świat się dostosowuje i wszelkie sprzyjające okoliczności po prostu zachodzą we właściwym czasie i we właściwy sposób.

Koncentracja i uporządkowanie własnej przestrzeni jest kluczem do spełnienia i szczęśliwego, radosnego życia :)

Komentarze są zamknięte.