Jeśli całe życie byliśmy przyzwyczajeni do życia w klatce naszych ograniczeń, wyjście z niej może wydawać się przerażające i trudne.

Nikt nie zamyka się w więzieniu dla przyjemności. Ta klatka która nie pozwala nam rozwinąć skrzydeł i zaznać wolności zawsze ma jakiś cel. Najczęściej ma ona nas chronić przed światem, przed ludźmi czy różnymi sytuacjami.

Wyjście z klatki kojarzy się z byciem narażonym, podatnym na te wszystkie czynniki. Otwarta przestrzeń w której jest miejsce na wszystko przeraża – nie ma gdzie się schować, zmusza to do konfrontacji ze wszystkim co nadejdzie.

Pierwsze doświadczenie przestrzeni może być oszałamiające, zabierające dech w piersiach. Możemy doświadczyć ataków paniki kiedy Boska fala nas poniesie nie wiadomo tak właściwe gdzie. Po raz pierwszy zamiast stabilnego, znanego środowiska – wkroczymy w nieznane.

Jeśli totalnie spanikujemy i będziemy chcieli się wycofać, fala się zatrzyma – nie będzie nas nigdzie nieść wbrew naszej woli. Wtedy jednak pozostaniemy sami w tej bezkresnej przestrzeni i albo będziemy przerażeni tym co może nadejść zza horyzontu albo zbudujemy sobie nową klatkę.

Z klatki nie wystarczy tak po prostu wyjść. Trzeba przede wszystkim zaufać w Boskie prowadzenie. Mieć wiarę w to, że nawet kiedy wszystko jest niepewne, a potencjalnie może się wydarzyć setka katastrofalnych scenariuszy – to i tak będzie dobrze, to i tak wszystko jest właściwe.

Lęk jest niesamowicie silną emocją. Potrafi złapać nas za gardło, kopnąć w brzuch i sponiewierać na wiele sposobów. Lęk jest budulcem z którego tworzymy nasze klatki. To jest czarny, ciernisty korzeń który wyrasta z naszego wnętrza i wbija się w ziemię, w innych ludzi przywiązując nas do konkretnych ludzi, sytuacji, miejsc, ról czy stanów. On nie pozwala nam na przestrzeń, wolność i spontaniczność. On chce mieć kontrolę, chce mieć stabilność w postaci myśli, emocji, miejsc, sytuacji i ludzi którzy go żywią.

Lęk wcale nas nie chroni przed zagrożeniem. On chroni siebie przed unicestwieniem. Kurczowo trzyma nas we wszystkim, co wzmacnia i nakręca nasz strach. Podsuwa nam złowieszcze wizje przyszłości, nakręca przeciw nowym sytuacjom i zmianom, otumania nas energiami stagnacji, sztywności, paraliżu decyzyjnego, śmierci.

Lęk to pasożyt, który zrobi wszystko żeby zniewolić i uzależnić od siebie żywiciela. Działa w taki sposób, żeby jego żywiciel był przekonany o słuszności karmienia go i trzymania przy życiu.

A tak naprawdę to właśnie ten lęk się boi. On wie, że może się rozpuścić w miłości i zaufaniu, że w Boskich energiach grozi mu całkowita destrukcja.

Właśnie dlatego zrobi wszystko, żebyście nie wyszli ze swoich klatek, żebyście nie zaufali Boskiej fali i nie dali się jej ponieść. Będzie Was próbował nastraszyć do samego końca, aż się całkowicie nie rozpuści w Boskiej Mocy.

Strach najbardziej lubi działać zza kulis. Nie cierpi być obnażany. To go osłabia.

Dlatego nie krępujcie się – nazwijcie swój strach. Poczujcie go. Zobrazujcie sobie go w swojej wyobraźni, jak ja to zrobiłem powyżej. Spójrzcie mu prosto w twarz i powiedzcie głośno „nie boje się ciebie!”. Zwizualizujcie sobie jak go odpinacie od siebie, od wszystkiego co go zasilało.

To Wy tutaj rządzicie. To jest Wasza dusza i przestrzeń. Lęk jest tutaj tylko gościem i w każdej chwili możecie go wykopać za drzwi.

Powiedzcie stanowcze NIE! Dość terroru, dość ograniczania i paraliżu. Dość ciągłego straszenia i czarnych scenariuszy!

Życie jest dla Was, a nie dla Waszego strachu! Życie jest po to, abyście z niego korzystali, abyście odkrywali swój potencjał, abyście czerpali całymi garściami.

Życie to nieustanny taniec, muzyka i zabawa Boskich energii, które zewsząd płyną do Was, przez Was i od Was.

Gdy już wyjdziecie z tej klatki, gdy już pokonacie swój strach i oprzytomniejecie, zauważycie że do tej pory zapominaliście o jednej rzeczy.

O otwarciu oczu.

Dociera do Was że ten cały lęk przed tym co może nadejść czy płynięcie na potężnej fali było takie przerażające, ponieważ cały czas ze strachu kurczowo zaciskaliście powieki. Widzieliście tylko ciemność i strach zakorzeniony głęboko w sercu.

Po otwarciu oczu uderza w Was piękno, ogrom tej Boskiej przestrzeni. A wszędzie wokół Was są ludzie, mnóstwo ludzi. Serdeczni, kochani i dobrzy ludzie, którzy bez narzucania się chętnie chcą Was przytulić, wesprzeć, obdarować.

Zauważacie też, że to co uznaliście za dziką, potężną fale jest niczym więcej jak cudownym wiatrem w Wasze silne, potężne skrzydła. Tak, macie skrzydła dzięki którym możecie do woli fruwać w tym nieskończonym ogromie przestrzeni. To Wy wyznaczacie w tym wszystkim kierunek, macie pełną wolność wyboru gdzie i co chcecie doświadczyć, a Bóg tylko Was napędza sprzyjającymi wiatrami.

Nie jesteście jak worek pierza bezładnie niesiony przez dziką rzekę. Bóg Was nie widzi w takiej roli. Bóg daje Wam skrzydła i siłę, aby ich używać. Daje Wam nieskończoną przestrzeń, abyście zawsze mieli dla siebie dość miejsca. Bóg daje Wam wolność współdzielenia tej przestrzeni z kim tylko chcecie i jak chcecie.

Nie pozwólcie żeby strach pętał i kaleczył Wasze skrzydła. Nie muszę znać Was osobiście żeby wiedzieć, że stać Was na więcej. Wszyscy jesteście Boskimi istotami, więc dla mnie oczywistym jest to, że macie w sobie tą moc, aby zerwać okowy strachu i wyfrunąć ze swoich klatek.

I właśnie tego Wam oraz sobie życzę :)

Komentarze są zamknięte.