„- Ilu przewodników duchowych trzeba do zmienienia żarówki?
– Wystarczy nawet jeden*, ale żarówka musi chcieć się zmienić.”

* Ten jeden to Bóg :)

Wszyscy z pewnością słyszeliście o tym, że możliwość dokonania zmian w naszym życiu zależy przede wszystkim od naszej otwartości i gotowości na te zmiany. Co to jednak znaczy z praktycznego punktu widzenia?

Chodzi o to, że wszystko w rozwoju duchowym zaczyna się od Was i w Was się kończy. Gdzieś pośrodku można zaangażować różne osoby do pomocy, uruchamiać różne procesy wspierające, wykonywać zabiegi uzdrawiające, itd. ale od Was musi wyjść pierwsza szczera intencja do zmiany. To co przepracujecie sami i z kimś, też domyka się już w Waszej własnej przestrzeni.

A co jeśli czujecie się zamknięci na zmiany? Czy macie się po prostu poddać?

Oczywiście że nie.

Można tym bardziej wspomóc się pomocą od innych ludzi, którzy wiedzą na które punkty nacisnąć, którzy potrafią sprowokować pewne procesy czy wesprzeć Waszą otwartość w jakikolwiek inny sposób. Rzecz w tym, że nikt nie ma mocy zmienić Waszej wolnej woli.

Jeśli przyjdziecie po pomoc z intencją i nastawieniem „i tak się nie da nic zrobić” to dokładnie tak będzie! Co innego gdy to nastawienie jest na zasadzie „czuję że nie da się nic zrobić, ale chciałbym jakoś to zmienić” – wtedy jest już jakaś przestrzeń na to, aby rzeczywiście coś zrobić :)

Niezależnie od tego w jakie procesy się zaangażujecie i z kim – nie ma takiej mocy, która by przekroczyła Waszą wolną wolę. Jeśli te procesy mają cokolwiek zmienić, musicie mieć wolę poddania się nim przynajmniej w jakimś stopniu – chociaż częściowa otwartość (nie musi być nie wiadomo jak duża!) otwiera furtkę dla dobrych zmian, pod wpływem których WY SAMI dokonujecie zmiany intencji i nastawień.

I niezależnie od tego co robicie i z kim – zawsze w tych procesach sednem jest to, że to WY SAMI przyjmujecie zmianę. Nawet jeśli jest to uzdrawianie gdzie tylko leżycie, a ktoś tam robi Wam zabieg uzdrawiający – to właśnie w Was się dzieje zmiana i to Wy macie moc przyjęcia jej lub odrzucenia. To nie zawsze się dzieje przy udziale świadomości, a często tylko podświadomie, ale jednak ostateczne decyzje zachodzą w Was samych.

Z tego też powodu sam preferuje robić zabiegi wypalania węzłów czy uzdrawiania duchowego w kontakcie z klientem, ponieważ kiedy mam bieżący kontakt z jego świadomością, on jest wstanie bardziej wpływać na swoją podświadomość, wiedząc się co się dzieje. Mówię np. klientowi że tutaj mamy większy opór z przebaczeniem i odpuszczeniem, dzięki czemu często klient sam często podejmuje decyzje aby się pomodlić o to, aby się nastawić właściwie do tematu i to bardzo pomaga.

Nastawienie klienta jest bardzo ważne. Mogę zrobić dokładnie ten sam zabieg, tej samej osobie, w tym samym czasie i mieć zupełnie inne efekty w zależności od nastawienia klienta. Jeśli klient jest nastawiono bardzo entuzjastycznie do uzdrowienia, jest nastawiony na konkretne puszczanie, angażuje się w proces (np. modląc się i pozytywnie nastawiając) to z dużą szansą wyciągnie więcej z tego zabiegu niż ktoś kto po prostu leży zniechęcony i biernie poddając się nieprzytomności i ucieczkom od siebie.

Zawsze jest możliwość się tak nastawić – to wymaga tylko świadomej chęci, a nie przerobienia czegoś tam. Wystarczy po prostu chcieć.

Oczywiście nie zawsze mamy siły na takie pozytywne nastawienie, czasami obciążenia są zbyt przytłaczające – nie ma co też od siebie zbyt wiele wymagać. Chwile słabości też są w porządku.

Chciałbym zwrócić Wam jednak uwagę, że każda praca z Waszymi obciążeniami to pewnym sensie Wasza praca, nawet jeśli akurat ktoś inny robi Wam zabieg duchowy. Ta druga osoba jest po to, aby Was poprowadzić, wskazać właściwy kierunek czy wesprzeć, ale ona nie weźmie Was na swoje plecy i nie przeniesie. Tak się nie da.

To jest jak taka samotna wędrówka na górski szczyt. Ja mogę Ci dać mapę i pokazać jak się nią posługiwać, mogę podać dłoń, gdy się przewrócisz, mogę doradzić jak się ubrać na szlak, mogę rozpalić ognisko przy którym się ogrzejesz, mogę Ci kibicować, ale Ty sam musisz przejść tą drogę. To Ty sam musisz wykonać świadomy wysiłek podniesienia jednej i drugiej nogi w wybranym kierunku. W zależności od tego jak bardzo zboczyłeś z właściwego szlaku, czekają Cię łatwiejsze bądź trudniejsze odcinki drogi, ale to wszystko jest do przejścia.

Nie ma sensu siedzieć w ciemnym lesie i płakać z bezsilności. Wszelkie środki dotarcia do celu są pod ręką, wystarczy po nie sięgnąć. Droga jest zawsze do przejścia, wystarczy tylko podjąć wysiłek zmierzenia się z nią. A im dalej tym droga jest łagodniejsza i mniej stroma, a my mamy coraz więcej doświadczenia w samodzielnym poruszaniu się w terenie.

Bardzo ważna jest właśnie ta samodzielność – dobry uzdrowiciel czy przewodnik duchowy to taki, który pomaga klientowi stawać się coraz bardziej samodzielnym i niezależnym od niego. To nie znaczy, że potem taka osoba robi wszystko sama bo zawsze wsparcie innych osób się przydaje – chodzi jednak o to, że przymus zamienia się w coś niezobowiązującego. Taka osoba nie ma już poczucia, że sama sobie nie poradzi – korzysta z pomocy tylko dlatego, że tak jest łatwiej i szybciej pewne rzeczy przerobić, a nie dlatego że musi.

Na koniec podrzucam taki ciekawy temat do medytacji dla tych, którzy ją praktykują – „ja jestem zmianą”. :)

Komentarze są zamknięte.