Człowiek gołym wzrokiem rozróżnia miliony kolorów, a niektórzy chcieliby postrzegać rzeczywistość jako czarno-białą :) To jest dobre, tamto jest złe. To jest głupie, tamto jest mądre.

Nasz umysł do sprawnego działania i analizowania danych potrzebuje oceniać i porządkować to, co do niego dociera.

Umysłowi najłatwiej powiedzieć „to jest głupie”, „to jest oszust” i bazować na tej prostej informacji. Dużo łatwiej jest skwitować drugiego człowieka jednym słowem zamiast zagłębiać się w całą złożoność jego bytu. Umysłowi jest łatwiej podejmować decyzje związane z tym człowiekiem, kiedy ma prostą informację (oszust, głupek) niż jakby za każdym razem miał analizować całą osobowość tego człowieka.

Właśnie dlatego umysł do pewnych rzeczy się nie nadaje. Lepiej mu zostawić takie rzeczy jak rozwiązywanie zagadek logicznych czy wypisanie deklaracji podatkowej.

Prawda jest taka, że aby w miarę sensownie (ale i tak w ograniczony sposób) ocenić człowieka to trzeba by całymi latami się do niego zbliżać i go dogłębnie poznawać – często nie mamy takiej możliwości, więc korzystamy z tego co jest – z powierzchownych informacji. Na ich podstawie umysł buduje sobie tyle, ile może, żeby mieć dane do analiz.

Potem z taką łatwością mówimy, że „ta to jest nerwuska, wiecznie się denerwuje”, „ten to jest głąb i prostak, nic nie rozumie”, „ta to ma doskonałe życie, wszystko jej się udaje” (tak – pozytywne łatki też są ograniczające i szkodliwe!) w taki sposób, jakby to była cała prawda o tych ludziach.

To wszystko rodzi oczekiwania co do tego, jak się ci ludzie będą zachowywać i co będą robić w konkretnych sytuacjach. Nie potrafimy przyjąć do wiadomości że np. „panikarz” zachowa zimną krew i spokój w stresowej sytuacji. Stawiamy innym ludziom ograniczające oczekiwania, wierząc że nasze łatki ich definiują. A tymczasem nie dość, że jest to tylko mały wycinek prawdy o nich, to jest w dodatku przefiltrowany przez nasze wyobrażenia i zaślepienia. W efekcie ten wycinek może nawet mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością, a my byśmy chcieli sprowadzić całego człowieka do roli takiego wycinka!

Świat i innych ludzi dużo lepiej jest postrzegać sercem. Gdy ono jest czyste to wtedy odbieramy rzeczywistość taką, jaka ona jest – w całej swojej złożoności, ale jednocześnie bez zbędnego analizowania i oceniania. W sercu są nieskończone pokłady akceptacji i zrozumienia, więc to co odbieramy nie wzbudza w nas obrzydzenia czy niechęci.

Czyste serce z mgnieniu oka wyszukuje i dostraja się do harmonijnych energii w otoczeniu, więc nie musimy zwracać szczególnej uwagi na wszelkie negatywy i patologie, bo one mogą być obok nas, ale jednocześnie po za zasięgiem naszego doświadczania. To daje poczucie bezpieczeństwa.

Postrzegając ludzi z poziomu umysłu widzimy ich przez pryzmat zbudowanych ocen i wyobrażeń na ich temat. Tymczasem serce daje elastyczność postrzegania drugiego człowieka.

Załóżmy że spotkaliśmy po 10 latach naszego oprawcę z przeszłości. Człowiek umysłu splunął by z pogardą i poszedłby w inną stronę. Człowiek serca już po pierwszym spojrzeniu na tego człowieka czułby, że on się zmienił i nie jest tą samą osobą co w przeszłości. Poczułby, że jest przestrzeń na to, aby porozmawiać i wyjaśnić sobie dawne zaszłości. Umysł zastygł na nienawiści, a serce już widzi przestrzeń na miłość, przebaczenie i akceptacje.

Serce wychwytuje wszelkie zmiany w czasie rzeczywistym, natychmiast gdy one się zadzieją, a umysł? No cóż – on musi wpierw zobaczyć, dotknąć, usłyszeć i wtedy EWENTUALNIE zmodyfikuje wcześniejsze wyobrażenia.

To wymaga pokory, aby nauczyć się postrzegać ludzi bez wyobrażeń. Warto się nauczyć takiego podejścia, że to co odbieramy od innych ludzi, jak ich czujemy i widzimy to jedynie mały wycinek całości, który nie oddaje w pełni ich istnienia. To co wiemy o drugim człowieku, nigdy nie jest całą prawdą o nim!

Ciężko jest „wyłączyć” ocenianie przez umysł, ale można przynajmniej nie przywiązywać się do tych ocen i nie kierować w nimi w życiu. Zamiast oceniać i analizować – lepiej jest czuć ludzi. To jednak wymaga wpierw tego, aby nauczyć się ufać swoim uczuciom. Bez zaufania do nich, ciężko by było nam funkcjonować z ich poziomu tak na co dzień i przy podejmowaniu ważnych decyzji.

Ważne jest też to, że postrzegając innych z poziomu uczuć, zaczynamy też tak postrzegać samych siebie. Już nie ma potrzeby mówienia że „ja jestem taki i owaki”, a zamiast tego jest po prostu czucie siebie. Żadne słowa nie są w stanie oddać tych uczuć, ponieważ spłaszczają obraz rzeczywistości, więc zanika potrzeba używania słów i definicji siebie.

To tak jakby chcieć narysować cały wszechświat na kartce papieru.

Z tego powodu ważne jest to aby czuć w wolności od ograniczeń umysłu, który z miejsca chciałby wszystko uprościć, spłaszczyć i uporządkować. Można się wtedy skupić na czystym czuciu, które jest znacznie bogatsze i piękniejsze niż jakiekolwiek mentalne analizy.

A kiedy już zaczniemy postrzegać otaczającą nas rzeczywistość z poziomu Boskich uczuć to zauważymy, że to co było czarno-białe w rzeczywistości mieni się całą feerią barw. Zwiększy się także nasza otwartość na bogactwo wszechświata, ponieważ okaże się, że możemy korzystać z miejsc, sytuacji i ludzi gdzie wcześniej według umysłu nie było potencjału. Nagle się okaże, że z „oszustem” da się zrobić uczciwy interes, a „głupek” ma coś mądrego do powiedzenia :)

Komentarze są zamknięte.