Żyjąc w odcięciu od Boga i Jego mocy, praktycznie każdy miał taki moment w którym zaczynał szukać tej mocy gdzieś na zewnątrz. W końcu nikt na dłuższą metę nie chciał żyć w poczuciu niemocy i bezsilności wobec otaczającego go świata i ludzi.

Aby osiągać swoje cele, ludzie sięgali po moc manipulacji, moc pochodzącą od istot astralnych, moc rytuałów i czarów, moc destrukcji i wiele, wiele innych.

Ludzka kreatywność w osiąganiu swoich celów bez udziału Boga nie zna granic :)

I wiele z tych rozwiązań działa – gdyby było inaczej, to nie byłoby tym zainteresowania na taką skalę. Problem w tym, że sięganie po nieboskie rozwiązania wiążą się z wchodzeniem w niższe energie, dostrajaniem się do nich.

No nie da się rzucać klątw czy manipulować drugim człowiekiem będąc samemu dostrojonym do wysokich energii. Jak obrzucasz innych błotem to zawsze się sam też ubrudzisz… to jest naturalny skutek i nie powinien nikogo dziwić.

To wszystko sprawia, że ZAWSZE doświadczymy konsekwencji sięgania po moc z innego źródła niż Bóg. To się zawsze wiążę z dostrojeniem do niższych energii, a więc też zwiększoną podatnością na nie – podobne przyciąga podobne…

Niektórzy czują się niepokonani, potężni i lepsi dzięki temu co osiągnęli dzięki mocy np. manipulacji. Stali się świetnymi manipulatorami, urabiają ludzi masowo i inni dosłownie jedzą im z ręki. Czują się mądrzy i przebiegli, znają te wszystkie sztuczki, więc czują się pewnie z tym, że sami nie dadzą się tak urobić innym. I to może być prawda, ale zawsze jest coś czego oni nie chcą widzieć i najczęściej pozostają to po za ich świadomością. Jest to fakt, że taplając się w takich energiach kreują sobie w życiu dużo syfu, którego przy zawężonej świadomości nie powiążą oczywiście ze swoją manipulatorską działalnością.

W efekcie wierzą, że muszą jeszcze częściej sięgać po moc manipulacji, aby rozwiązywać swoje bieżące problemy, co jeszcze bardziej zaniża ich energie i kreuje jeszcze więcej bałaganu.

To jest błędne koło, które prowadzi tylko coraz bliżej dna.

I tutaj też znajduje się sedno całego problemu. Sięgając po jakiekolwiek źródła nieboskiej mocy, niezależnie od tego co one nam dają – zawsze będziemy doświadczać skutków ubocznych, które mogą tylko kusić, aby tej mocy jeszcze bardziej nadużywać.

Prawda jest taka, że to co miało dać nam moc, staje się pułapką, którą nas zniewala, ciągnie w dół i uzależnia od siebie coraz bardziej. Na poziomie psychiki i emocji to działa podobnie jak narkotyki czy alkohol.

Nie warto ulegać rozwiązaniom, które mogą wydawać się najszybsze i najłatwiejsze, a które wiążą się z oddalaniem się od swojej prawdziwej, boskiej natury.

Boska moc zawsze jest na wyciągniecie ręki i zawsze można z niej skorzystać przy każdej sprawie jaką mamy. Jest tylko jedno „ale” – wiążę się to z zaufaniem do Boga i przyjęciem Jego rozwiązań, a nie tych które podsuwa nam nasze ego. By korzystać z Boskiej Mocy trzeba nauczyć się pokory wobec niej, trzeba zaufać że Bóg zawsze wie lepiej, więc każde Jego rozwiązanie powinno sprawiać nam radość.

Ja wychodzę z założenia, że jeśli Bóg robi coś dla mnie inaczej niż ja to sobie wymyśliłem to pozostaje mi się tylko cieszyć, ponieważ wychodzi na to, że najwyraźniej moje rozwiązanie nie było najkorzystniejsze. W takim razie dobrze, że to nie ono się zrealizowało :)

Osobiście też się dość już nacierpiałem odrzucając Boga i kombinując na wszelkie możliwe sposoby jak realizować swoje cele bez Jego udziału. Odrzucanie Boga zawsze prędzej czy później prowadzi do cierpienia, ponieważ stoi to w sprzeczności z naszą naturą.

Bóg dla naszej duszy jest tym, czym jest powietrze, słońce, woda i ziemia dla rośliny. Im bardziej odrzucamy to co Boskie, tym bardziej usychamy, marniejemy. Całe szczęście, że nie da się od Boga odciąć w 100%, dzięki czemu nie grozi nam nieodwracalna autrodestrukcja, do której wielu z nas w pewnym momencie by się pewnie doprowadziło :)

Im szybciej zaakceptujemy naszą naturę i nasze naturalne, harmonijne z nami źródła mocy – tym więcej cierpienia sobie oszczędzimy.

Komentarze są zamknięte.