Ostatnio ktoś w moim otoczeniu wspominał o wygrywaniu milionów w totka i jakoś tak moje myśli pobiegły w tym kierunku. Zastanawiałem się jakby to było gdybym dostał sumę tak dużą, że przez kolejne lata życia nie musiałbym absolutnie nic robić.

I tu od razu podświadomość zareagowała małym buntem, że pewnie nie miałbym już takiej motywacji do pracy nad sobą, jakby było mi za dobrze w życiu.

Zapytałem więc moją pś – „to po co ja właściwie to wszystko robię?”
– „Żeby wrócić do Boga” – odpowiedziała.
Z miejsca poczułem że to nie jest intencja na zdrowych fundamentach, więc odpowiedziałem jej:
– „A czy Bóg nie jest m.in. bogactwem i dostatkiem? Czy odmawiając sobie bogactwa, nie odrzucam jednocześnie Boga? Czyli mówisz mi że mam odrzucać Boga, żeby mieć więcej pewności że będę porządniej pracował nad przyjmowaniem Boga? Czy tylko ja tu widzę sprzeczność?”

Podświadomość zamilkła i poczułem, że załapała :)

Pamiętajcie po co właściwie pracujecie nad sobą i co jest w tym wszystkim najważniejsze. Nie chodzi przecież o to, żeby robić coś dla samego robienia. Praktyka duchowa nie może przesłaniać wam życia, waszego szczęścia i spełnienia.

Warto też uzdrawiać swoje motywacje, przyglądać się temu na czym się one opierają i korygować je w razie potrzeby. Na dłuższą metę sprawdzają się tylko te jednoznacznie pozytywne.

Właściwa hierarchia celów i motywacji, a także wiedzenie czego się chce i dlaczego to klucze do życia w równowadze i harmonii.

Komentarze są zamknięte.