Z pewnością mieliście w swoim życiu takie momenty, kiedy koniecznie chcieliście coś zmienić, ale mimo myślenia, analiz, prób i działań no nie było sensownych pomysłów albo rozwiązań.

Powierzając swoje sprawy Bogu, takie rozwiązania zawsze się znajdą, ale nie zawsze… od razu.

To jest bardzo gorzka pigułka do przełknięcia dla wielu, ale nie wszystko da się zrobić od razu czy nawet w krótkim czasie.

Rozwój duchowy jest przepełniony przecież pięknymi hasłami w stylu:
* wszystko jest możliwe
* ograniczenia są tylko w głowie
* moment zmiany jest teraz
*itp

I to wszystko jest prawdą, ale trzeba to przefiltrować taką ładną, boską cechą jak mądrość, aby nie interpretować tego w błędny sposób. Najlepiej po prostu dużo medytować :)

Ja bardzo nie lubię stawiać ograniczeń, mówiąc że coś na pewno będzie długo trwało, ponieważ Bóg potrafi naprawdę mocno zaskakiwać. Mimo to jednak w naprawdę wielu przypadkach pewnie zmiany (np. przebudowanie samooceny, dojrzewanie do czegoś) wymaga nawet całych lat.

Dlatego rozwój duchowy musi iść w parze z rozwijaniem cierpliwości i zaufania. To ego często chce już, zaraz, na teraz, bo jak nie to…

W każdym razie niektórzy ludzie nakręcają się w skrajnie pozytywny sposób, że teraz to mogą wszystko bez ograniczeń i niestety po czasie przychodzi bolesne otrzeźwienie. I pół biedy jak ktoś uświadomi sobie błędność swojego myślenia i pójdzie sensowniejszą drogą. Część ludzi niestety czuje się oszukana i rozczarowana, wieszając potem psy na rozwoju, na konkretnych metodach czy nauczycielach duchowych.

Pamiętam jak sam zaczynając swoją przygodę z rozwojem, czytałem książki Leszka Żądło i tam były fragmenty dające jasno do zrozumienia, że na pewne rzeczy trzeba czasu, że aby osiągnąć coś tam, to wpierw trzeba ugruntować coś innego.

Jak mi wtedy wywalało! :) Starałem się ignorować niewygodne fragmenty, bo ja chciałem szybkich efektów i nie miałem czasu na przewalenie tego ogromu moich obciążeń. Gdyby mi wtedy ktoś powiedział, że wykreowanie swojego wymarzonego związku nie zajmie mi kilku tygodni, a 4 lata intensywnej pracy nad sobą to chyba bym się załamał.

Po kilku miesiącach różowe okulary spadły z nosa, a ja otrzeźwiałem. To było przykre, ale budujące otrzeźwienie na którym zacząłem budować coś dużo lepszego niż wcześniej. Wróciłem do czytanych wcześniej książek i tym razem dużo lepiej przetrawiłem niewygodne informacje :)

Cieszę się, że mogłem trafić na takie otrzeźwiające treści. Osobiście wychodzę w założenia, że te „niewygodne” czy „mało pozytywne” rzeczy też powinny przeplatać się z pięknymi, pozytywnymi, uskrzydlającymi hasłami.

Bardzo lubię pisać takie wzniosłe, zatopione w Boskich uczuciach rzeczy. Dobrze poczuć do czego wszyscy dążymy, warto dostrajać się do energii takich przekazów. Cieszą się one chyba też największą popularnością z tego co obserwuje w różnych częściach internetu.

Zastanawiam się tylko czasami jak dla tych ludzi, często początkujących czy mających przed sobą do rozplątania jeszcze tak wiele zawiłości swojego umysłu i emocji – działają takie ogólnikowe hasła i mądrości.

Spotkałem się kiedyś z ciekawym określeniem „duchowego fast-foodu”. Dużo ludzi kocha takie proste, duchowe treści napisane w taki sposób, jakby były kierowane do niemal oświeconych ludzi. Pokochaj siebie, przyjmuj, płyń z nurtem. I tyle. Ale co to znaczy, jak do tego dojść, jakie są przeszkody na drodze – tego już często brakuje. Można by krócej powiedzieć takiemu człowiekowi „oświeć się”, tylko co on ma zrobić z taką informacją?

Ja tutaj oczywiście nie chce nikogo atakować. Różnego rodzaju treści są potrzebne w duchowości, takie też i absolutnie nie mam nic do ludzi, którzy takie treści tworzą. Każdy ma swój styl, każdy też ma potrzebę przekazania czego innego. To zróżnicowanie zresztą jest bardzo fajne :)

Problem jest tylko wtedy gdy dana osoba, pracująca nad sobą ogranicza się tylko do tego typu treści. Przykro się potem patrzy jak ktoś kto ma dosyć poważne problemy w życiu, bagatelizuje je i szuka bardzo powierzchownych rozwiązań, będąc przekonanym że wszystko się magicznie rozwiąże. W podświadomości bałagan taki, że szkoda gadać, samoocena leży i kwiczy, relacja z Bogiem taka sobie, samoświadomość przeciętna. W życiu jakieś długi, sprawy sądowe czy sypiące się małżeństwo, ale to się pójdzie na jakieś warsztaty albo zrobi modlitwę i będzie dobrze… A jak jeszcze jakiś autorytet duchowy przyklaskuje temu to już w ogóle robi się przykro.

Ja świata zbawiać nie chce, wiem też że tacy ludzie zawsze byli i będą. W środowisku duchowym po prostu zawsze siłą rzeczy będzie dużo teorii i mądrości, które łatwo sobie zinterpretować po swojemu i wykorzystać jako wymówkę do realizowania swoich pokręconych wizji.

Rozwój to cudowna, niesamowita przygoda pełna przyjemnych niespodzianek. No, ale są też chwile trudne, wymagające dużo cierpliwości i samozaparcia.

Warto mieć pozytywne nastawienie i nie stawiać niepotrzebnych ograniczeń, ale zachowajmy w tym wszystkim przytomność umysłu, zdrowy rozsądek i mądrość.

Komentarze są zamknięte.