Miałem ostatnio na regresingu ciekawy przypadek osoby, która czuła kompletnie nie uzasadnioną nienawiść do pewnego człowieka. Tego człowieka w tym życiu nie spotkała nawet osobiście, ani nie miała z nim do czynienia w żaden bezpośredni sposób – wie tylko, że on sobie gdzieś istnieje i ma czelność oddychać i żyć :D

Trochę trzeba było podrążyć tą nienawiść, ale w końcu udało się dojść do przyczyny – walki magiczne.

Jak się to wszystko zaczęło? Początek jest klasyczny – wcielenie z beznadziejnie niską samooceną, odcięcie od Boga (i opór przed powrotem do Niego), poczucie niesprawiedliwości że inni mają dobrze, a my nie.

Z zawężonego stanu świadomości i kompleksów łatwo wyciągnąć błędne i powierzchowne wnioski, że ci „lepsi” ludzie odbierają nam sukcesy np. ładniejsza kobieta odbija faceta. Świat dzieli się na lepszych i gorszych, wygranych i przegranych, katów i ofiary.

Każdy ma gdzieś tam granicę cierpienia i gdy zmęczy się już byciem ofiarą, a mimo to wciąż nie zamierza powrócić do Boskości, do swojej prawdziwej natury – zaczyna kombinować.

I jednym z takich „rozwiązań” było wchodzenie w świat magii – nieważne czy tej czarnej, plugawej czy tej „dobrej”, białej (która i tak nie miała nic wspólnego z Bogiem), bo efekty i tak były bardzo podobne. Chodziło o poczucie mocy i osiąganie swoich własnych celów bez patrzenia na konsekwencje. Ofiara mogła się dowartościować tym, że w końcu osiąga sukcesy, że sięga po rzeczy nieosiągalne dla zwykłych szaraczków.

Prędzej czy później jednak pojawiał się problem. Byli też inni magowie, z większą mocą, pokazujący pozostałym kto stoi wyżej w hierarchii. No i tu z całą furią budziły się kompleksy od których to wszystko się zaczęło. Taka zakompleksiona osoba, musi być NAJLEPSZA, bo jeśli jest ktoś lepszy, kto na domiar złego jeszcze to dobitnie okazuje, to wracamy do punktu wyjścia i czucia się jak zwykły śmieć.

No i tak właśnie nakręcają się walki magiczne, udowadnianie sobie ktoś jest wygranym, a kto przegranym. Rzucanie klątw, odbijanie sobie partnerów, podkładanie magicznych świń :D

Silne emocje plus magiczne rytuały, nie raz pewnie połączone z substancjami zmieniającymi świadomość to mieszanka wybuchowa. To robi taki bajzel w podświadomości że szkoda gadać…

W efekcie, wiele wcieleń później tacy magowie nie mają pojęcia dlaczego, ale strasznie się nienawidzą i życzą sobie wszystkiego co najgorsze. Ba, u klienta było takie przekonanie że jak u jego konkurenta będzie się nie powodzić, to u niego będzie dobrze i na odwrót – dlatego czuł silną potrzebę złego życzenia swojemu wrogowi bo sam akurat chciał osiągnąć pewne sukcesy w życiu :P

To jest tak silne zafiksowanie na konkurowaniu, na poczuciu że jest tylko jeden wygrany i reszta przegranych. Ta osoba też jest bardzo dobra w kilku rzeczach, które robi, ale jest też i kilka aspektów w których zna lepszych od siebie. I dla niej to było zbyt ciężkie do przetrawienia, potrafiła negować z tego powodu wartość wszystkiego co robi, zamiast poczuć że jest wystarczająca dobra i że nie musi być we wszystkim najlepsza, aby osiągać sukcesy.

Takie są efekty zawsze gdy budujemy swoją wartość, swoje lepsze samopoczucie w odcięciu od siebie i Boga, kiedy za dużo kombinujemy zamiast być szczerymi wobec siebie.

Komentarze są zamknięte.