Podejmując różne działania, szczególnie na większą skalę, podejmując się wyzwań czy sięgając po coś kompletnie dla nas nowego zdarza się, że czegoś nie robimy zbyt dobrze, że się w czymś gubimy, coś nas przerasta. To jest naturalne, że nie rodzimy się z całą wiedzą tego świata, nie mamy na starcie kompletu zróżnicowanych umiejętności. I tu często załącza się wewnętrzny krytyk.
Powiedzcie mi, czy kiedykolwiek wynikło coś konstruktywnego z użalania się nad sobą? Z bluzgania na swoją głupotę i niekompetencję? Ze snucia czarnych scenariuszy jak bardzo się coś może nie udać?
Jeśli mi na czymś bardzo zależy, to wiem że nie ma sensu poddawać się takim emocjom. Zamiast się nakręcać, wolę pooddychać, pomodlić czy pomedytować.
Wszystko się rozbija o to, czego naprawdę chce. Jeśli szukam sobie tylko powodów do złego samopoczucia i użalania się nad sobą, to jasne mogę się tak bawić. A jeśli SZCZERZE mnie interesuje realizacja mojego celu, a coś idzie nie tak to szukam KONSTRUKTYWNYCH rozwiązań.
Nie boję się dobrej, budującej krytyki. Mogę sobie z miłością i akceptacją zadać pytania tego typu: Co zrobiłem źle? Jak mogę to poprawić? Co mogę w przyszłości zrobić lepiej? Czy warto coś zmienić w moim nastawieniu i myśleniu? Co jeszcze mógłbym dodatkowo zrobić, aby poprawić efekt?
Nie interesują mnie oceny typu „jestem głupi, nie dam rady, jestem za słaby”. To nie wnosi nic do mojego życia, nie tworzy żadnych rozwiązań, nie posuwa niczego do przodu. Mnie interesują konkretne rozwiązania – chcę coś poprawić, zmienić, pomodlić czy poszukać inspiracji. Nie jestem sfrustrowanym nauczycielem ze szkoły, nie jestem nadmiernie krytycznym rodzicem, żeby tracić czas na nic nie wnoszące uwagi. Jestem swoim najlepszym przyjacielem i interesuje mnie moje dobro, moje szczęście i powodzenie.
Jeszcze wiele błędów w życiu popełnię, jeszcze wiele rzeczy zrobię nie do końca tak dobrze, jakby dało się to zrobić. No ojej, wielkie mi coś. Pokażcie mi chociaż jednego człowieka, któremu się to nie zdarza :)
Niestety ludzie przyzwyczajeni do nadmiernego krytykowania siebie mają często takie specyficzne zawężenie świadomości, które każe im siebie widzieć i traktować w taki sposób, jakby byli jedynymi ludźmi na świecie, którzy robią coś źle :D
Nikt nie jest alfą i omegą.
Nie słuchajcie więc wewnętrznego krytyka (tego negatywnego i niekonstruktywnego), zakneblujcie mu usta i korzystając z chwili ciszy, wsłuchajcie się w swoje serce, które Was nieustannie wychwala i pozytywnie motywuje :)
Komentarze są zamknięte.