Zdarzyła mi się dzisiaj w pracy pewna niemiła sytuacja – zostałem bezpodstawnie oskarżony o zrzucanie pracy na innych, a kiedy odpisałem grzeczną i rzeczową odpowiedź z dokładnymi wyjaśnieniami dlaczego moje decyzje były zgodne z oficjalnymi ustaleniami, to ta osoba napisała do mnie już na firmowym komunikatorze, że puszczam fochy, że nie można nic powiedzieć i… sama puściła focha.

Przyznam że w pierwszej chwili się we mnie zagotowało i już byłem gotowy wykłócać się o moje racje i WALCZYĆ o to, aby przekonać tą osobę jak bardzo się myli w tym co robi i jakie wnioski wobec mnie wysnuwa.

Wtedy jednak mnie oświeciło. Zadałem sobie proste pytanie – na czym mi tu zależy? Na tym żeby mieć rację czy na tym, żeby nie uczestniczyć w bzdurnym konflikcie?

Wziąłem więc głęboki oddech, odpuściłem sobie całą złość i napisałem od serca, że moją intencją nie są żadne konflikty, że jestem bardzo daleki od puszczania fochów, że to co napisałem miało służyć tylko i wyłącznie porządnemu wyjaśnieniu sytuacji i że przepraszam, jeśli coś zostało odebrane negatywnie.

Cała sprawa rozwiązała się momentalnie – zostałem przeproszony i wszystko zostało wyjaśnione.

Nie spadła mi korona z głowy z powodu użycia słowa przepraszam, mimo że nic nie zrobiłem. Świat się nie zawalił, mimo że ta osoba pewnie nie jest świadoma co zrobiła w stosunku do mnie.

Najważniejsze jest to, że wyraziłem jasno i stanowczo brak zainteresowania konfliktem, że naprawdę go nie chciałem. I to wystarczyło, całkowicie rozbroiło tego człowieka i zmieniło jego nastawienie wobec mnie o 180 stopni.

Tak często skupiamy się na swojej krzywdzie, na poczuciu niesprawiedliwości i wszystkim innym, tylko nie tym, żeby odpuścić sobie uczestnictwo w konfliktowych sytuacjach.

A do konfliktu, jak do tańca – trzeba dwojga :)

Komentarze są zamknięte.