Miałem ostatnio dość przełomową dla mnie sesje regresingu – niby nic takiego niesamowitego, a jednak runął jakiś większy filar własnych iluzji :)

Od dawna miałem taki problem, że trochę miotałem się z tym co chcę w życiu robić. Z jednej strony ciągnęło mnie do tego, aby zajmować się zawodowo „rozwojowymi sprawami”, a z drugiej strony wywalało mi do tego. Wpierw czułem się niegotowy (i słusznie!), a później gdy przyszła gotowość – ciągle mi coś przeszkadzało.

Pierwsza rzecz to fakt, że wydawało mi się to strasznie oklepane. Czy każdy kto jakoś tam bardziej oddał się pracy nad sobą, poukładał sobie życie i osiągnął fajne efekty zaraz musi zajmować się jakimś nauczaniem i pomaganiem innym? Cóż, są pewne nurty, które twierdzą że tak :D

Niektóre nawet posuwają się do wchodzenia na ambicje zarzucając niedojrzałość czy niegotowość jeśli nie przejawiamy pewnych tendencji „nauczycielskich”. Ego, które lubi udowadniać swoje urzeczywistnienie i poziom łatwo się łapie na takie sztuczki.

No, ale oklepane czy nie – stwierdziłem, że przecież nie będę się tym kierował w życiu, więc ten argument do mnie nie przemówił.

Dalej poczułem, że kurczę lubię pewne rzeczy robić – lubię dużo pisać czy też trafnie coś komuś doradzić. Nie czuję, jednak że miałbym z tego robić swój styl życia.

Odrzuca mnie na myśl o tym, żeby całą dobę żyć tzw. „duchowością”. Duchowa praktyka, duchowa praca, duchowe zainteresowania, duchowi znajomi, całe życie takie duchowe. Wiem, że niektórzy tak żyją, ale dla mnie jest w tym coś nienaturalnego (nie zawsze, ale w wielu przypadkach).

Wszechświat jest tak niesamowicie różnorodny, a duchowiaki zdają się o tym zapominać. Nagle się okazuje, że:
* najlepszy zawód to nauczyciel duchowy, masażysta, bioenergoterapeuta, wróżka, itp.
* najlepsza muzyka to muzyka indyjska, medytacyjna, mantry, itp.
* najciekawsze książki do przeczytania do rozwojowe poradniki
* najlepsza gra towarzyska to Satori
* najlepszy strój na bal przebierańców to aniołek lub coś ściśle związanego z twoją ulubioną karmą

Można tak długo wymieniać. Nie wszyscy oczywiście wchodzą w skrajności, ale wiele osób z czegoś co miało być tylko narzędziem do pomocy sobie – robi styl życia. I nie byłoby w tym pewnie nic złego, gdyby często nie było to po prostu sztuczne i odleciane.

Po ostatniej sesji wiem dlaczego mnie to tak uwierało – otóż moja podświadomość od wielu, wielu wcieleń miała też strasznie parcie na rozwój. Nic się nie liczyło nigdy, tylko w kółko i w kółko ten rozwój. Zmieniały się tylko teorie i praktyki, ale parcie było to samo.

Na myśl o tym, że miałbym się nadal blokować tak jak do tej pory na kwestie materialne, a jednocześnie poświęcać większą część energii na budowanie sobie „rozwojowego” życia – robi mi się niedobrze.

Dlatego już jakiś czas temu postanowiłem nie robić niczego na siłę. Nie zamierzam pisac postów na siłę, nie zamierzam docierać do ludzi na siłę, nawet ceny moich usług ustanowiłem nie nisko i promocyjnie, a tak żeby mi się chciało za daną stawkę wykonać daną usługą – w końcu pracując na etacie czasu nie mam jakoś super dużo i jest on dla mnie też cenny.

Ilość klientów mi spadła dość zauważalnie, co mnie też cieszy – chcę, żeby docierali do mnie ludzie zainteresowani konkretnie mną i tym co ja oferuję, a nie niskimi i konkurencyjnymi cenami :)

Wracając do wniosków z sesji – odpadło mi w jakimś stopniu parcie na duchowość, poczucie że robienie „zwyczajnych” rzeczy jest stratą czasu, ponieważ nie zbliża mnie do Boga. Rola nauczyciela duchowego wydawała mi się idealna, ponieważ wierzyłem w to, że tak intensywny kontakt z duchowymi sprawami mocno by przyspieszał mój rozwój.

Dzisiaj to już się tylko z tego śmieje :) Poczułem niesamowitą ulgę, gdy puściłem autopresje i poczułem, że ja NIC NIE MUSZĘ. Nie muszę do niczego dążyć, nie muszę budować sobie jakiegoś rozwojowego obrazu siebie, w moim życiu nie muszą zachodzić nieustanne szybkie i intensywne zmiany na lepsze.

Pozwoliłem poczuć się sobie zwyczajnym Łukaszem. Nie jestem żadnym nadzwyczajnym rozwojowcem. Jestem zwyczajnym Łukaszem, który ma ochotę na swoje zwyczajnie wyjątkowe życie :) Chcę spróbować tyle nowych, ciekawych rzeczy w życiu, chcę odkrywać swoje pasje i zainteresowania bez upierania się przy „rozwojowych” kwestiach.

Nie potrafię oddać słowami uczuć, które się we mnie pojawiły. Czuję, że nie ma już pewnych iluzji mojej osobowości o które musiałem walczyć, co przynosi dużą ulgę. Czuję się dużo odporniejszy na to, co inni sądzą na mój temat, ponieważ nie jest już mi tak bardzo potrzebna ich aprobata, docenienie czy podziw. Nie interesuje mnie to czy ktoś uzna, że jestem niekompetentny w tym co robię czy cokolwiek innego. W tej chwili nie obchodzą mnie cudze wyobrażenia na mój temat.

Czuję, że prawdziwe Spełnienie to właśnie wyjście po za wszelkie role, struktury i maski. Wtedy robi się prawdziwa przestrzeń i Obfitość może płynąć bez przeszkód.

Ah, jestem podekscytowany zmianami, które zachodzą

Komentarze są zamknięte.