Dziś chciałbym poruszyć temat, który obserwuje od dawna i przyznam że momentami mnie nieco przeraża :D

Żyjemy w epoce Internetu, co niesie ze sobą wiele różnych skutków. Mamy bardzo duży dostęp do wszelkiego rodzaju informacji, tak duży jak jeszcze nigdy w historii ludzkości. Z jednej strony ułatwia to nam życie pod wieloma względami, z drugiej zaś – jesteśmy zasypywani wręcz tonami informacji bzdurnych, niepotwierdzonych, manipulatorskich czy kompletnie niepotrzebnych. Internet jest wynalazkiem jeszcze na tyle młodym że nie zdążyliśmy jeszcze wypracować metod, które by pozwalały na sensowny odsiew wartościowych informacji od śmieciowych. Musimy to robić sami własnym rozumem i świadomością rozróżniającą.

I to co mnie najbardziej przeraża, to fakt jak wiele osób ze środowisk rozwojowych, ezoterycznych łyka jak pelikany delikatnie mówiąc… straszne bzdury i dziwne wymysły. Mam czasami wrażenie, że wystarczy iż jakaś strona ma w tytule coś o niezależnych informacjach czy rozwoju świadomości i już staje się zaufanym źródłem, kiedy to tego typu serwisy właśnie z reguły najmniej przejmują się jakąkolwiek dziennikarską rzetelnością – wrzucają wszystko co im pasuje do ich światopoglądu. I tak mamy informacje o cudownych efektach alternatywnej medycyny czy „zdrowego” jedzenia, strasznie szkodliwością pewnych rzeczy (najczęściej pewne technologie czy spiski rządowe), a to polane sosem wymyślonych historyjek, które mają zmuszać do myślenia. Macie 50% szans że na końcu okaże się, że bohaterem historii czy autorem mądrego cytatu był Albert Einstein, bo on był takim mądrym CZŁOWIEKIEM NAUKI, a więc jeśli on powiedział coś duchowego to jest to na swój sposób naukowo udowodnione :D

Jak nauczał sam Budda Siakjamuni – „Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że zostały opublikowane w Internecie” (Źródło: III, 65 Kalama Sutta)

Część z tych „niezależnych” rewelacji jest prawdą. Część z nich jest półprawdą, gdzie na podstawie pewnego prawdziwego faktu dorobiono sobie niepotrzebną otoczkę albo dodano własne, błędne interpretacje. Inna część z nich jest zaś kompletną bzdurą od początku do końca.

Na Facebooku regularnie trafiam na udostępnienia różnych artykułów „paranaukowych” – wchodzę w taki artykuł, czytam o szkodliwym wpływie czegoś tam. Nie znam się na tym, ale opisane wszystko jest przy pomocy naukowych zwrotów, brzmi mądrze. Przyznam że przez moment poczułem się nawet przekonany do idei. Mam jednak w zwyczaju czytać komentarze pod tego typu artykułami (jeśli są), aby poznać inne punkty widzenia. I w tym przypadku cały artykuł był zjechany od góry od dołu, ale nie przez zwykłych internetowych hejterów, ale ludzi którzy dość szczegółowo wypunktowali wszelkie bzdury, nieścisłości i wymysły autora. I rzeczywiście wgłębiając się w temat można było zauważyć, że autor używał błędnych pojęć, że nie rozumiał w ogóle pewnych zwrotów których używał. Wszystko było oparte na błędnych założeniach, uproszczeniach i przekłamaniach. I tu nie chodzi o drobne detale, ale praktycznie całość rozważań.

Wystarczyło przeczytać kilka pierwszych komentarzy pod artykułem, żeby zauważyć że coś jest nie tak. A mimo to artykuł ten został udostępniony na Facebooku. Mało tego – kilkadziesiąt osób udostępniło ten post dalej już w ciągu pierwszej doby.

Ja wiem, że nasza cywilizacja nadużywa umysłu, a bagatelizuje uczucia. Ja wiem, że zdrowy rozwój oznacza otwarcie na uczucia, że boska, intuicyjna mądrość stoi wyżej niż mentalna mądrość. No, ale to jeszcze nie znaczy, żeby wyłączać mózg i myślenie. Żyjąc w tym świecie, z ograniczoną świadomością i urzeczywistnieniem Boskości – rozum jest bardzo cennym i pomocnym narzędziem. Tutaj działa jak zawsze zasada złotego środka – nie nadużywajmy myślenia, ale też z niego nie rezygnujmy.

Najgorsze jest to, że mówimy tu dopiero o pseudonaukowych artykułach z anonimowych źródeł, niepopartych niczym konkretnym. A co to dopiero mówić o naukach różnych nauczycieli duchowych.

Nauczyciele u których bywałem na zajęciach sami wspominali, że mogą się mylić, żeby nie traktować niczego co mówią jak prawdę objawioną. To się całkowicie odbija od wielu uczestników takich zajęć. Chłoną każde słowo jak gąbka, zapisują sobie, nagrywają, wracają do tego i odnoszą się jak katolicy do Biblii. Zupełnie jak w szkole – to co nauczyciel podyktował było niepodważalną prawdą dla większości, ale to w większości wynikało z lenistwa umysłowego niż np. fanatyzmu.

A jak już taki nauczyciel duchowy zostanie „przyłapany” na pomyłce to jest szok i niedowierzanie – „Ale jak to! To on nie jest taki wspaniały! To oszust i kłamca! A ja mu tak bezgranicznie ufałem!”.

Skrajności, zero-jedynkowe myślenie, przyjmowanie wszystkiego jak leci – to są częste grzechy „myślenia”. Niektórzy się nad tym wszystkim nie zastanawiają, inni poszli o krok dalej i znaleźli sobie sposób na wyłączenie myślenia – im rzeczy podpowiada wahadełko czy odczucia w sercu, w rzeczywistości zaś to wszystko jest przefiltrowane przez mocno nieoczyszczoną podświadomość.

Niestety skala problemu jest na tyle duża, że środowisko ezoteryczne jako takie ma powszechnie opinie środowiska nieprzytomnych oszołomów i dziwaków. I nie dziwi mnie to, skoro dla wielu ludzi wystarczy duchowa otoczka czegoś, aby podchodzić do tego z bezgranicznym zaufaniem.

Zachęcam więc wszystkich do nabrania pewnego dystansu, zdrowej dozy sceptycyzmu i weryfikowania w taki czy inny sposób, tego co przyjmujecie.

Komentarze są zamknięte.