Przez ostatni miesiąc nic nie pisałem, ponieważ doszło do dość diametralnych zmian w moim życiu i musiałem sobie pewne rzeczy na spokojnie poukładać.
Szczerze mówiąc, trochę nie mam pojęcia jak to wszystko przekazać, ale jakoś spróbuje :) Z oczywistych względów nie mogę podzielić się każdym intymnym szczegółem z mojego życia, a w wyjaśnieniach skupię tylko na sobie i swoim wkładzie w taką, a nie inną sytuację.
Wiem, że może to być szokiem dla ludzi, którzy trochę bardziej mnie znają czy czytają od lat, ale generalnie po 13 latach zakończył się mój obecny związek partnerski.
Nie dlatego, że sama relacja była tak zła, nie z powodu czyjejś złej woli, a bardziej prozaicznego powodu na który nie mamy żadnego wpływu. Po prostu wraz z upływem lat, intensywnie pracując nad sobą i kształtując siebie na nowo, okazało się, że zmieniające się osobowości stopniowo, z początku dość subtelnie, rozjeżdżają się w swoich oczekiwaniach, potrzebach czy sposobie bycia.
Niestety nie chciałem i nie potrafiłem tego zobaczyć, co wynikało z kilku powodów.
Przede wszystkim to kwestia tego, że nasza relacja naprawdę wniosła dużo dobrego do naszego życia – wspólnie przepracowaliśmy wiele problemów, daliśmy sobie dużo dobrego, na swój sposób trochę uratowaliśmy siebie nawzajem, gdy byliśmy dwójką pogubionych dzieciaków. Naprawdę dojrzeliśmy pod wieloma względami, nauczyliśmy się zdrowszej komunikacji, dojrzałego podejścia do siebie i do życia. I gdy masz taki fundament i doświadczenia, ciężko jest przyjąć do wiadomości, że może to wszystko miało służyć tylko jako pewien etap w życiu, a niekoniecznie jako coś na całe życie. Jeszcze jako trochę nieprzytomny dwudziestolatek nakręciłem się i uparłem, że to koniecznie musi być TA romantyczna miłość na całe życie, na którą tak długo czekałem (moja pierwsza i jedyna!). Niekochane, odrzucone przez własnych rodziców i cały świat dziecko, chciało wierzyć, że dostało coś naprawdę specjalnego. I dostało, ale nie w aż takim zakresie, jak to próbowałem sobie wmówić. Niestety to, co sobie wkręciłem w młodości, z czasem stało się takim betonowym fundamentem, który ciężko było podważyć, a który ograniczał takie bardziej świadome spojrzenie na to, jak ta relacja zmieniała się z upływem lat.
Ja zawsze stawiam na szczerość, gdy piszę o sobie i naprawdę nie lubię tworzyć żadnej fikcji, dlatego jest mi teraz trochę wstyd, że nadmiernie idealizując mój związek, nieświadomie sprzedawałem Wam coś, co może i było na swój sposób wyjątkowe i wartościowe, ale miało też więcej dziur, niż mogłoby to wynikać z moich opisów. Za to Was z całego serca przepraszam. Tutaj też nie pomaga fakt, że człowiek siłą rzeczy też nie pisze o najbardziej intymnych sprawach czy problemach (choćby po to, aby chronić siebie i bliskich), a to sprawia, że ten przedstawiony obraz zawsze wygląda nieco lepiej niż fakty, ale taki jest już urok dzielenia się swoim życiem w Internecie.
Jest też kwestia mojej osobowości – ja po prostu potrafię się mocno cieszyć z rzeczy małych, w jakimś stopniu przejawia się to bezwarunkowe szczęście, niestety z powodu przesuniętych granic z rodzinnego domu, też łatwiej mi bagatelizować czy ignorować pewne negatywne zjawiska. To wszystko razem wzięte sprawiło, że najwyraźniej ze zbyt dużą łatwością przychodziło mi czerpanie z tego co było (nawet jeśli pewne elementy nie działały), z jednoczesnym nakręceniem, że to co zepsute, to się ponaprawia, popracuje i będzie wszystko dobrze. Życie jednak pokazuje, że nie wszystko można naprawić, nie wszystko chce być naprawione, nie wszystko powinno być naprawiane. Czasami trzeba po prostu odpuścić i pójść w innym kierunku i to też jest ok.
Gdybym był rozwojowcem wciskającym kity, to bym powiedział jak bardzo wszystko było właściwie i wydarzyło się w najlepszym momencie i w ogóle wszystko jest najlepszą rzeczą, jaka nam się przydarzyła. Prawda jest jednak taka, że wyzwania związane z prowadzeniem działalności, kupnem mieszkania, kryzysami, itd. zabsorbowały sporo uwagi w ostatnich latach, co w połączeniu z tym o czym pisałem wcześniej, a do tego przywiązaniem, lękiem przed zmianami i wywaleniem całego życia do góry nogami – to wszystko sprawiło, że po prostu zabrakło zasobów na to, aby zauważyć i ogarnąć procesy w naszej relacji, które pogłębiały się od kilku lat. Szczególnie, że fundament dobrej przyjaźni, która wzajemnie wspiera nas nawet w niełatwym psychicznie i emocjonalnie rozstaniu dawał iluzję, że „przecież jesteśmy tak blisko”. Była piękna przyjaźń, wspólna historia, coraz wyższa jakość wspólnego funkcjonowania – to wszystko było prawdą i dawało solidne argumenty, aby wierzyć w ten związek. Ciężko było przyznać przed sobą, że mimo tych solidnych podstaw, po prostu zmieniliśmy się jako ludzie i przestaliśmy się zgrywać na niektórych poziomach. A tego nie da się „naprawić”, nie można z tym nic zrobić. Skoro nasze sposoby bycia się rozjechały, to dostosowywanie się na siłę do siebie nawzajem tylko by męczyło i sprawiało ból obu stron. Choć jest to trudne i przykre, nie pozostało nic innego jak odpuścić.
Dla mnie w pierwszym momencie, gdy wspólnie ustaliliśmy, że to już koniec, to był duży szok. Można powiedzieć, że przez pierwszy tydzień byłem kompletnie zdewastowany, ale na szczęście dostałem dużo wsparcia i miłości od kilku przyjaznych duszyczek (które serdecznie pozdrawiam!), co pomogło mi się dźwignąć i stanąć o własnych siłach. Później zaskoczony byłem tym, jak szybko zacząłem się zbierać i jak wiele pojawiło się miłości i wsparcia ode mnie samego. Mocno zbliżyłem się do siebie i zacząłem się dużo bardziej otwierać na wsparcie i życzliwość ze strony ludzi. Generalnie dzieje się dużo pozytywnych procesów, choć też towarzyszy mi dużo stresu i smutku związanego z reorganizacją całego życia. Dla mnie jako dziecka z bardzo niestabilnego domu, zbudowanie sobie swojej własnej stabilności było zawsze bardzo ważne, a teraz ona mi się kompletnie rozsypała. Mam przebłyski tego, że czeka mnie nowa, lepsza przyszłość i to jest ekscytujące, ale na razie muszę sobie radzić z tym niekomfortowym stanem przejściowym, gdy wiele runęło, a nowe dopiero powoli się buduje.
Na pewno nie zamierzam się obrażać na związki i miłość. Jestem wdzięczny za to, czego mogłem doświadczyć w tej relacji, nawet jeśli nie okazała się związkiem na całe życie. Naprawdę wiele fajnych rzeczy przepracowałem w tym związku i lubię to, jakim stałem się mężczyzną, rozwiązując różne problemy i przekraczając własne ograniczenia na przestrzeni lat. Nie zamierzam marnować tego potencjału i układając sobie życie na nowo, jak najbardziej zamierzam otwierać się na nowy, jeszcze lepszy związek miłości, który będzie bardziej wpisywał się w to, jaką osobą się stałem i wciąż staje w obecnym momencie życia :)



Komentarze są zamknięte.