Gdy doświadczymy różnego rodzaju silnych stanów emocjonalnych i psychicznych, często mamy tendencje do przeżywania ich całymi sobą, tak jakby nic innego poza tym określonym stanem nie istniało. Pochłania nas złość, więc kierujemy się złością i patrzymy z perspektywy złości. Odpala się nawyk zbudowany na uzależnieniu, więc czujemy tylko głód i przymus sięgnięcia po naszą używkę bez pola do jakiejkolwiek dyskusji na ten temat.
Tego typu stany są stanami zawężenia świadomości. I tutaj musimy zwrócić uwagę na subtelną, ale niezwykle ważną kwestię. Nam może się wydawać, że ten określony stan (np. odczuwanie silnej złości) nas całkowicie pochłonął – że odczuwamy złość całymi sobą i nie ma w nas niczego, co by tej złości nie odczuwało. To jest jednak iluzja, ponieważ złość odczuwa tylko pewien wycinek naszej osobowości (może to być duża i silna część, ale nigdy nie będzie to całość). Nam się wydaje jednak, że jest inaczej, ponieważ nasza świadomość zostaje w całości skupiona na tym konkretnym obszarze (tam gdzie się tak dużo dzieje), a reszta staje się tymczasowo ignorowana. Złość jest więc tak silna, że zabiera całą naszą uwagę i tracimy z oczu obszary, które tą złością nie są przesiąknięte.
Ludzie, którzy regularnie i prawidłowo praktykują medytację wyrabiają w sobie bardzo przydatny nawyk, który pomaga nam w takich sytuacjach. Chodzi o umiejętność wejścia w rolę obserwatora, który bezemocjonalnie ogląda sobie uczestnika danych emocji czy doświadczeń. W medytacji stajemy się bowiem równocześnie uczestnikiem, jak i bezstronnym obserwatorem. Wynika to z faktu, że normalnie nasza osobowość jest rozbita na wiele różnych, często sprzecznych ze sobą części, natomiast w medytacji uczymy się obejmować to wszystko jednocześnie jedną świadomością. Można więc powiedzieć, że na tym etapie jesteśmy jednym, który składa się z wielu.
A jak to wszystko osiągamy?
Przede wszystkim zaczynając od świadomości tego, o czym sobie powiedzieliśmy przed chwilą – że zawsze istnieją te części nas, które nie są uwikłane w dane emocje czy stany. I właśnie te nieuwikłane części naszej osobowości są naszymi zasobami, które możemy wykorzystać do obserwacji, a nawet bezpośredniej konfrontacji z tą częścią nas, która utknęła w danej emocji czy stanie. Najpierw musimy więc uwolnić przynajmniej część naszych zasobów (świadomości) z pochłaniającego nasz stanu poprzez zdrowe zdystansowanie się do tego co się dzieje i co czujemy, a potem możemy te zasoby przekierować na te części osobowości, które mają urzeczywistnione i ugruntowane przydatne cechy, takie jak np. mądrość, spokój czy wyrozumiałość (chociaż w minimalnym stopniu, korzystamy z tego co jest, nawet jeśli jeszcze nie ma tego dużo). Korzystając z tych cech otaczamy się opieką i podejmujemy działania wobec uwikłanego, które pozwalają mu wyjść z emocji albo chociaż lepiej sobie z nimi poradzić.
To wszystko nie jest łatwe i wymaga przede wszystkim praktyki. Najbardziej pomaga w tym właśnie regularna medytacja, w ramach której obserwujemy, poznajemy czy nawet konfrontujemy się z różnymi częściami naszej osobowości w warunkach względnego spokoju. Tam wyrabiamy w sobie umiejętność i łatwość przekierowywania naszej świadomości w różne obszary jednocześnie, a także zauważania i przekraczania różnego rodzaju zawężeń świadomości, które mogą nas dotykać na co dzień. Im więcej praktyki, tym większa łatwość radzenia sobie w silnych, emocjonalnych stanach.
Dla przykładu, ja sam jako dziecko ojca furiata, który w ogóle nie panował nad swoimi emocjami, miałem duże problemy ze złością. Całe dzieciństwo tłumiłem w sobie emocje, a później z wiekiem zaczęło mi się ulewać i złość potrafiła mnie całkowicie zaślepiać. Ciężki to był dla mnie temat :) Jednak lata medytacji, afirmacji, sesji wypalania węzłów karmicznych i innych praktyk sprawiały, że budowało się to, co opisałem powyżej. Stopniowo pojawiała się umiejętność dystansowania i przekierowywania zasobów, co pozwalało ucinać nakręcanie się i pomagało w wyjściu z tych emocji. Dziś, pomijając już kwestię tego, że ilościowo doświadczam może 5% złości, która kiedyś była dla mnie normą, to nawet gdy pojawią się silne emocje – zdarza się, że potrafię w ciągu krótkiej chwili wyjść z tych emocji i wrócić do normalności, jak gdyby nigdy nic. Szczególnie gdy powód do tej złości jest zwyczajnie głupi i niepotrzebny. To jest ogromna ulga, ponieważ kiedyś, niezależnie od powodu – jak już wpadłem w taki stan, to nie potrafiłem się z niego szybko wygrzebać, potrafiąc się nawet złościć na siebie za to, że się złoszczę :D
W moim wypadku bycie w roli obserwatora pomogło nie tylko nabrać zdrowego dystansu, ale również przyzwyczaić podświadomość do faktu, że nawet w najsilniejszej złości wciąż są we mnie takie takie części, które potrafią się nie złościć. A spojrzenie i pomoc tych wersji mnie, które złoszczeniem się nie były zainteresowane, była niezwykle pomocna. To dało świeżą perspektywę i konieczne zasoby do tego, aby coś zrobić z tym straumatyzowanym dzieckiem, które totalnie zakopało się w swoich emocjach. Na przestrzeni lat dzięki właśnie takiej pracy udało mi się w końcu przebić na tyle głęboko, aby zobaczyć, że pod złoszczącym się Łukaszem, tak naprawdę cały czas był ten Łukasz, który się straszliwie bał, ale któremu tego strachu nie wolno było wyrażać. Zgodnie z tym, czego nauczył się od ojca, który funkcjonował dokładnie tak samo – każdy lęk trzeba było przykrywać złością, co niby miało dawać jakąś tam siłę, sprawczość i tego typu bzdury :) Pamiętam, że to był taki przełomowy moment, który unicestwił bardzo dużą część złoszczącej się podosobowości – a dalej już było z górki.
W tym wszystkim najważniejsze jest to, aby pamiętać, że ZAWSZE macie dostęp do jakiejś części siebie, która jest wolna od emocji czy stanu, w który się tak mocno wikłacie. To jest głównie kwestia motywacji i woli, aby pozwolić sobie na zwolnienie części świadomości z danego stanu i przekierowanie jej na zasoby, które będą przydatne i pomocne. To jest też jeden z głównych powodów dla których medytacja jest jedną z najbardziej fundamentalnych praktyk w rozwoju duchowym, ponieważ nie ma nic ważniejszego niż realne poszerzanie świadomości i uczenie się jak lokować tą świadomość pomiędzy różne obszary i zasoby naszego wnętrza w zależności od potrzeb. Świadomość jest wszystkim i pamiętajcie, aby nie mylić medytacyjnego poszerzania świadomości z poszerzaniem mentalnej wiedzy, która jest również przydatna, ale to jednak są dwie zupełnie różne rzeczy.



Komentarze są zamknięte.