Jest pewna dosyć subtelna, ale niezwykle ważna różnica między zajmowaniem się rozwojem duchowym, a zajmowanie się sobą w ramach rozwoju duchowego.

Niestety część ludzi nie dostrzega tej różnicy i realizuje mechanizmy ucieczkowe przed sobą, które są dosyć cwane. A są cwane, ponieważ ich założeniem jest utwierdzanie nas w przekonaniu, że jednak zbliżamy się do siebie i robimy kawał dobrej roboty. Można więc zajmować się duchowością kilkadziesiąt lat – poobjeżdżać wszelkie możliwe kursy i warsztaty, pochłonąć setki książek, poznać dziesiątki praktycznych metod do pracy nad sobą, a jednak mieć totalnie niepoukładane podstawowe aspekty relacji ze sobą.

Problem pojawia się wtedy, kiedy całą ta duchowa otoczka staje się dla nas ważniejsza i ciekawsza niż my sami. Duchowe praktyki zamiast być narzędziem służącym do zbliżenia się do siebie, stają się celem samym w sobie. Szukamy dwudziestej już praktyki, aby doświadczyć nowych wrażeń i emocji, aby się zachłysnąć nowego rodzaju odczuciami, a tak naprawdę pierwsze kilka metod mogłoby całkowicie wystarczyć, aby załatwić większość z nieprzerobionych jeszcze spraw. Tutaj łatwo też nakręcić się przekonaniu, że kolejny nauczyciel, kolejna metodologia otworzą nam nowe drzwi do nieznanych jeszcze terenów. A tak naprawdę najważniejsze odpowiedzi można znaleźć w prostej medytacji, w głębokim kontakcie ze swoim wnętrzem.

Duchowość u podstaw jest tak naprawdę niezwykle prosta. Relaks, praca z ciałem, umysłem i emocjami, medytacyjne poszerzanie świadomości, odkrywanie i pielęgnowanie naszej prawdziwej natury. To wszystko można robić na naprawdę wiele sposobów i to nie ma aż takiego znaczenia, czy pewne rzeczy osiągniemy tą czy tamtą metodą. Ogrom różnych terapii, metod i praktyk wynika w dużej mierze z tego, że wiele osób chce mieć swój kawałek tortu dla siebie albo po prostu ma jakąś tam swoją wizje czy interpretacje pewnych aspektów rzeczywistości. I ok, dobrze, że to wszystko sobie jest, ale ty nie masz zajmować się poznawaniem CAŁEGO środowiska duchowego i cudzych interpretacji, a jedynie nauczyć się czy zainspirować na tyle, aby wynaleźć swoją własną drogę. Cudza duchowość jest potrzebna ci tylko na początku, gdy potrzebujesz zdobyć podstawową wiedzę i narzędzia, aby w ogóle wiedzieć od czego zacząć. Im dalej jednak w las, tym lepiej będzie, abyś był coraz bardziej samodzielny i niezależny w swojej praktyce. Oczywiście zawsze warto poszerzać horyzonty, inspirować się czy wspierać efektami cudzej pracy – to ma być jednak tylko dodatek, a nie główny obszar twojego zainteresowania.

To Ty jesteś w tym wszystkim najważniejszy. Wszelkie kursy, zabiegi, metody czy książki duchowe powinny cię interesować tylko na tyle, na ile są ci potrzebne w tym, aby w sposób praktyczny zająć się sobą. Można to porównać do podróży samochodem – masz ogrom różnych aut i chociaż niektóre z nich mogą się kompletnie nie sprawdzić albo nie działać, to jednak większością z nich dojedziesz do celu. Nie marnuj więc pół życia na obczajanie wszystkich możliwych pojazdów i porównywanie osiągów – jak już masz ten samochód, który działa w sposób zadowalający, to po prostu korzystaj i skup się na samej podróży. Nie rozpraszaj się co kilka tygodni tylko dlatego, że pojawiają się na rynku nowe modele samochodów, których nie było wcześniej :)

Musisz też pamiętać o tym, że rozwijanie wiedzy nie zastąpi rozwoju świadomości, a jej nadmiar wręcz może przesłonić ci to, co naprawdę istotne. Możesz dużo wiedzieć, ale to nie jest trwałe i wiele warte. Dzisiaj wiesz to, ale jutro poczytasz kogoś, kto w przekonujący sposób pokaże ci coś innego i zmieni się twoja wizja. Wiedza to tylko narzędzie, tymczasowy konstrukt. Dopiero gdy samodzielnie dojdziesz nawet do tej samej informacji – zamiast tylko ją przeczytać i przetrawić umysłem, poczujesz ją całym sobą w medytacyjnym doświadczeniu – dopiero wtedy prawdziwie zrozumiesz o czym mówisz i będzie to trwałe.

I dlatego to jest pułapka, gdy wiesz za dużo, ponieważ może ci się wydawać, że już masz to coś, że już ogarnąłeś i tylko z jakiegoś niezrozumiałego powodu ten głupi świat nie pozwala ci tego w pełni przejawić :D

Z tego też powodu nawet jakiś fajny, merytoryczny kurs, który jednym ludziom pomoże, tobie może wręcz zaszkodzić – bo będzie to kolejne już rozproszenie i zajmowanie się wszystkim, tylko nie tym, co dla ciebie na tu i teraz jest najważniejsze (a to może być coś zupełnie innego niż akurat ten kurs i jego temat). No, ale powiedzmy, że się skusisz, skorzystasz, popracujesz w grupie, poczujesz jakieś emocje, coś się tam zadzieje i masz poczucie dobrze wykonanej pracy. Masz poczucie, że możesz odhaczyć na liście punkcik „popracowałem nad sobą” i dołożyć do kupki „wykonanych kroków w duchowości”. Szkoda tylko, że w międzyczasie twoja dusza wyje, ponieważ domaga się czegoś zupełnie innego, czego jej w ogóle nie dajesz.

Więc generalnie tak – można zajmować się rozwojem 20 lat i nie mieć sensownych efektów. Wszystko jak zwykle rozbija się o intencje do tego rozwoju i świadomość tego, co robisz i po co właściwie to robisz.

A przy okazji, jestem jeszcze w stanie zrozumieć ludzi, którzy naganiają innych na swoje kursy, warsztaty i inne duchowe usługi – wychowaliśmy się w kapitalistycznym społeczeństwie z agresywnym marketingiem, więc rozumiem to, że niektórym brakuje tutaj dobrego wzorca szacunku do drugiego człowieka i pochylenia się nad tym, co dla niego jest dobre, a nie co nam przyniesie więcej kasy. Nie pochwalam tej całej gadki szmatki w stylu „bierz, skorzystaj, twoje życie się odmieni, jest moc, spójrz na te roześmiane buzie, ludzi którzy skorzystali, itp.”, bo to jest takie budzenie potrzeby w kimś, kto może powinien się zająć akurat czymś innym, ale zwyczajnie rozumiem skąd się bierze taki model zachowania i nieświadomość tego, co się robi.

Totalnie jednak nie mam szacunku do pseudoguru, którzy wybijają się na kreowaniu tanich sensacji zbudowanych wokół odlecianych interpretacji rzeczywistości (polityka, teorie spiskowe, jaszczury, fake newsy, końce świata itp.), ponieważ to tylko odsuwa ludzi od sedna – zajęcia się sobą i swoim własnym życiem. Duchowość, która się kręci głównie wokół zewnętrznych zjawisk i nakręcania negatywnych emocji wokół nich to żadna duchowość. Uważajcie na takie rozpraszacze, szczególnie że niestety nasze przebodźcowane umysły są podatne na chłonięcie takich śmieci masowo. A jest to szczególnie przykre w przypadku osób, które wychowały się w toksycznych domach, żyjąc w ciągłym poczuciu zagrożenia – oni niestety mają umysły bardzo podatne na takie informacje i potrafią chłonąć je jak gąbka, przez co mają jeszcze mnie przestrzeni i spokoju, aby zająć się swoim skrzywdzonym wnętrzem.

Komentarze są zamknięte.