Jednym z popularniejszych obciążeń w sferze seksualnej, jest zachłanność na mnożenie doświadczeń/partnerów seksualnych. Równie popularne jest tylko obrzydzanie i zamykanie się na seksualność, ale to temat na inną okazję :)
Istnieje bardzo popularny mit, że seks z tą samą osobą przez wiele lat prędzej czy później musi się znudzić. Kiedy seks bazuje głównie na pożądaniu i podnieceniu to rzeczywiście często tak jest. Wynika to z faktu, że te emocje są silnie uwarunkowane konkretnymi bodźcami, a powtarzalne bodźce tracą na sile z upływem czasu. Znika efekt nowości i inne emocje związane z budowaniem się relacji, a w zamian pojawia się rutyna i poczucie, że „już wszystko tu zrobiłem, wszystko widziałem – nic mnie nie zaskoczy”.
U par które opierają swoje życie seksualne na podnieceniu i pożądaniu, a które nie chcą poddać się rutynie – najczęściej przychodzą różne pomysły do głowy, aby urozmaicić tą sferę życia. Pojawiają się fetysze, różne zabawy i fantazje, emocjonujące eksperymenty pokroju zmiany partnerów czy zabaw w miejscach publicznych. Jeśli para ma ułańską fantazję, to może całymi latami tak kombinować, ale czasami zaczyna to wybiegać za daleko. Wtedy pojawiają się konsekwencje, takie jak kłopoty z prawem, łapanie różnych chorób, emocjonalna pustka czy rozbicie związku (czasami to co jest na początku zabawą, z czasem okazuje się być czynnikiem, który pogłębiał przepaść w bliskości między partnerami)
To jest jednak rzadszy przypadek, częściej jest tak, że po prostu sfera seksualna w związku przygasa. W skrajnych przypadkach seks zanika całkowicie albo przejawia się jako pozbawiony uczuć rytuał do odbębnienia na urodziny czy inną rocznicę. To rodzi z kolei frustrację, która często przejawia się jako zdrady albo ucieczka w pornografię.
Wiele osób naprawdę mocno wierzy, że życie seksualne z jedną osobą prędzej czy później musi się tak skończyć. Z tego też powodu istnieje przekonanie, że w młodości trzeba się „wyszumieć” (czyli wybzykać wszystko co się nawinie, a co spełnia jakieś tam osobiste normy i oczekiwania), a potem pogodzić się z oklapnięciem tej sfery lub przedłużaniem jej żywotności poprzez zdrady. Z tego też powodu tak wiele osób blokuje się na idealny związek, ponieważ oni się jeszcze nie nabzykali i nie chcą zamknąć na seks TYLKO ze swoim ideałem :D
Problemem nie jest stałość związku, ale fundamenty naszej seksualności. Ta oparta na podnieceniu i pożądania zawsze będzie szukać nowych bodźców i wrażeń. Tego nie da się zaspokoić. Nie da się znaleźć też takiego bodźca, który utrzymywałby to napięcie (tak, te emocje to bardzo silne napięcie!) bez przerwy.
Jeśli to ma sensownie działać, to trzeba zbudować seks oparty na bliskości, zaufaniu i miłości przede wszystkim. A do tego trzeba otwartości w nas samych na miłość i harmonię. Przy otwartości właściwy partner się pojawi więc sam jego brak na dany moment wbrew pozorom nie jest głównym ograniczeniem.
Kiedy seks jest przejawem miłości i bliskości, zawsze jest piękny, przyjemny i błogi. Boskie uczucia nigdy się nie nudzą, a tak samo jest z seksem opartym na nich. W tym wszystkim przestają mieć znaczenie starzejące się ciała czy cudze kształty i wymiary.
Seks staje się ZBLIŻENIEM, a więc pięknym doświadczeniem, gdzie dwie dusze splatają się i intensyfikują wzajemny przepływ miłości. Czujecie jedność, zaufanie, bliskość, błogość, przepływ. Nie tylko orgazm, ale cały akt staje się duchowym, świadomym doświadczeniem, które przenika na wskroś. Nie ma w tym nic zwierzęcego ani plugawego, nie ma napięć ani znudzenia. Jest tylko czysta, piękna miłość wyrażana poprzez ciało.
Ogrom spaczeń jaki się przejawia w seksualności wynika właśnie ze spaczeń w samym doświadczaniu miłości. Gdyby wszyscy ludzie mieli czysty stosunek do miłości, to seks nigdy nie byłby tematem tabu ani nie budziłby zgorszenia. Byłby tylko czystym przejawem czułości i miłości, niczym niewinny pocałunek w policzek.
Komentarze są zamknięte.