Nie ma znaczenia to, ile razy się upadło, bo liczy się to ile razy się podniosło.

Po porażce potrafi przyjść fala negatywnych emocji – wstyd, złość, bezsilność. Tylko czy naprawdę musimy poddawać się tym emocjom? No bo czy porażka naprawdę jest czymś negatywnym? Wiecie kto ponosi porażki?

Przede wszystkim ten, kto próbuje.

Im więcej ktoś działa, im ambitniejsze cele sobie stawia – tym większa szansa na błędy i porażki. Czy to więc źle świadczy o kimś, że ponosi więcej porażek niż inni?

Osobiście podziwiam ludzi, którzy pozwalają sobie na błędne działania, na brak sukcesów i którzy działają dalej, aż do skutku. Taki człowiek nawet jeśli w jakiejś sferze życia spadnie na dno, to je od razu wykorzysta żeby się odbić z powrotem w górę.

Warto nauczyć się postrzegać porażki nie jako coś przykrego i niepożądanego, ale jako część procesów towarzyszących nam w wychodzeniu z naszych ograniczeń. Niektórzy nawet oduczyli się używać słowa „porażka” i zamiast tego mówią o „wyzwaniu” albo „chwilowym zboczeniu z właściwej drogi”.

Z takim podejściem pozwalamy sobie na duuuuużo więcej. Zamiast się wiecznie hamować i ograniczać, po prostu dążymy do naszych celów. Szczególnie jeśli uświadomimy sobie, że unikanie działania to tak naprawdę nic innego, jak stan permanentnej porażki. I jedyny sposób na to, żeby z tego stanu wyjść to po prostu działanie i pozwalanie sobie na upadki oraz podnoszenie się z nich.

Komentarze są zamknięte.