Wiele osób myśli, że dążąc do oświecenia stawia sobie najlepszy możliwy cel, a tak naprawdę często jest to pułapka własnych, nieczystych intencji.

Żeby stawiać sobie ambitne cele duchowe i dobrze na tym wyjść, trzeba przede wszystkim do tego dojrzeć, a intencja musi być szczera. Niestety często tą intencją jest chęć ucieczki od swoich problemów ze sobą, światem i ludźmi – jest to próba przeskoczenia tych problemów i sięgnięcie po „ostateczne wyzwolenie”.

Opowieści o oświeceniu i innych duchowych stanach brzmią bardzo pięknie i pociągająco, dużo lepiej niż ograniczenia i cierpienie w którym tkwimy. Dopóki pewnych problemów chociaż z grubsza nie przepracujemy, potrafią się one wydawać tak trudne, przerażające i przytłaczające, że niektórzy wpadają w duchową nerwicę i chcą siebie jak najszybciej uzdrowić, oczyścić i doprowadzić do oświecenia, gdzie obiecano im brak możliwości powrotu jakichkolwiek problemów i cierpienia.

I to nie jest szczera intencja przejawiania swojej prawdziwej natury i pełni Boskości. To jest dopiero chęć NIE DOŚWIADCZANIA nieprzyjemności, ale jeszcze jej nie uwolniliśmy od końca, jeszcze nie zrobiliśmy miejsca i nie daliśmy czasu na naturalny rozwój właściwych intencji. I tutaj jeśli ktoś się totalnie zafiksuje na panice i ucieczce w rozwój duchowy, to tego miejsca nie robi i cały ten rozwój ma zaburzone fundamenty. A to na dłuższą metę prowadzi do rozczarowań i zniechęcenia, o ile gdzieś po drodze te intencje się nie oczyszczą.

Z tego powodu osoba, która NA TERAZ skupia się przede wszystkim na robieniu kariery w korporacji i otwieraniu się na udany seks, może być dużo bardziej uduchowiona niż koleś obwieszony kolorowymi paciorkami i mówiący ciągle o oświeceniu :) A to dlatego że ta pierwsza osoba skupiona jest na swoim realnych potrzebach i realizacji tego, do czego jest dojrzała, a ten drugi próbuje przeskakiwać etapy i uciec przed sobą w duchowość. I to właśnie ta pierwsza osoba ma szansę szybciej dojrzeć do prawdziwych, szczerych intencji odkrywania czegoś więcej w duchowości. Szczególnie jeśli w ramach tych swoich celów odkrywa siebie i Boskie przejawy w tym świecie, przekracza różne ograniczenia, itd.

Tu jest jeszcze takich ciekawy mechanizm, który zaburza powierzchowną ocenę tego, co tutaj jest bardziej, a co mniej duchowe. Otóż tacy ambitni duchowiacy, uciekający przed sobą i swoimi problemami w oświecenie – siłą rzeczy mają zaburzoną samoocenę. Gdyby nie mieli, to by nie było też całego problemu :) A skoro ich samoocena jest zaniżona, to jakoś muszą uzasadniać swoją gotowość na tak ambitne etapy duchowości – muszą więc ją sobie mocno podbijać.

I temu świetnie służy ocenianie innych ludzi, szczególnie cudzej duchowości. Wszyscy ci, którzy nie mają tak ambitnego podejścia jak oni, to „duchowe ziemniaki”, ludzie którzy skupiają się bardziej na pieniądzach niż oświeceniu to „ograniczeni materialiści”, itd. Jest w tym wszystkim mnóstwo pogardy dla cudzych wyborów, a jednocześnie dumy i samozadowolenia z powodu własnej „dojrzałości” i „gotowości”.

Oczywiście nie wszyscy okazują te wzorce ostentacyjnie wszędzie wokół, bo to już trzeba mieć sporo buty i antyspołecznych wzorców :) Często to są takie toksyczne myśli, którymi się sami nakręcają w domowym zaciszu – po prostu patrzą na czyjeś życie, a ocenianie i porównywanie samo przychodzi do głowy, bo tak podświadomość nauczyła się radzić sobie z tą ucieczką w duchowość.

W tym wszystkim chodzi o to, aby nauczyć się nie oceniać i nie rozliczać innych ludzi z ich duchowej dojrzałości. Każdy ma swój własny czas, własne intencje i wolną wolę, aby sobie wybierać co chce i kiedy chce. Łatwo jest zresztą oceniać innych nie wiedząc tego jaką historię mają oni za sobą, co z czego wynika, ani jak długo istnieje ich dusza. Równie dobrze może się okazać że ten człowiek, którego tak źle oceniamy, przejawia się i tak lepiej niż my sami, kiedy mieliśmy za sobą tyle samo wcieleń, co on teraz :)

W rozwoju duchowym chodzi przede wszystkim o to, aby otwierać się na swoje wnętrze, odkrywać i przejawiać siebie prawdziwego. Tymczasem sporo duchowiaków dąży do oświecenia nie dlatego, że zrodziła się w nich taka intencja, ale dlatego że przeczytali o tym gdzieś albo usłyszeli od kogoś i tego ZAPRAGNĘLI. A gdyby zamiast poddawać się temu pragnieniu, wsłuchali by się w siebie, to by się mogło okazać, że na tu i teraz chcieliby się poświęcić czemuś zupełnie innemu.

Po prostu bądźcie sobą i pozwólcie innym, żeby też byli tym, co wybierają. To jest najzdrowsze podejście :)

Komentarze są zamknięte.