Czasami męczy nas coś nieprzyjemnego przez dłuższy okres czasu lub czujemy jakieś silne, negatywny emocje (np. lęk), a nie wszystko zaraz można sobie odreagować w zabiegach duchowych czy przeafirmować – wszystkiego na raz nie ogarniemy, często też jesteśmy skupieni na jednym temacie i nie powinniśmy uciekać w zupełnie inny, z powodu jakiejś tam emocji czy zdarzenia.

Zawsze możemy skorzystać doraźnie z pewnej ciekawej sztuczki, która nas zdystansuje i oderwie od problemu osłabiając jego odczuwanie.

Zauważcie przede wszystkim w jaki sposób myślicie o swoim problemie, jak go odczuwacie. Z dużym prawdopodobieństwem podchodzicie do niego bardzo poważnie i nadajecie mu duże znaczenie. I może rzeczywiście problem jest znaczący i poważny.

Co jednak jeśli pozwolilibyście sobie tylko we własnej głowie (nikogo to przecież nie urazi) na sparodiowanie tego problemu?

Załóżmy do dzisiaj Was ściska na wspomnienie tego jak ktoś z rodziny znęcał się nad Wami, gdy byliście dziećmi. Spore traumy, trudne emocje, nieuzdrowione rany – traktowanie śmiertelnie poważnie z pewnością nie pomaga w uzdrowieniu.

A co gdybyście teraz odtworzyli w swojej głowie te traumatyczne sceny w wersji komediowej? Im bardziej absurdalne i niedorzeczne to będzie, tym lepiej. Ojciec lał Was skórzanym pasem? Zamieńcie pas na różowy, dmuchany młotek, który przy każdym uderzeniu wydaje dźwięki typowe dla piszczących zabawek dla psów :)

Puście sobie na youtube coś tego typu:

i odtwórzcie daną scenę w swojej głowie (np. bycia opieprzanym) w przyspieszonym tempie. Skupcie się na charakterystycznych cechach, tego co zapamiętaliście. Jeśli Was kat dużo gestykulował krzycząc, to niech mu z rękawa wylatuje konfetti. Jeśli się pocił to niech spływają z niego litry wody, do tego stopnia że Wy dmuchacie sobie ponton, kiedy on się wydziera. :) Jeśli wywalił Wam na podłogę zawartość szuflady, to niech po wyciągnięciu jej, zmaterializuje się kolejna i kolejna, które będzie musiał ciągle wyciągać w zapętleniu.

Tak samo możecie parodiować, to co się nie wydarzyło, ale np. boicie się, że może się wydarzyć.

Boicie się audytu Waszej pracy u przełożonego? Wyobraźcie sobie, że zaprasza Was do swojego gabinetu, gdzie ściany są z żelków, a jego biurko ma kształt wielkiego banana. Częstuje Was surowym brokułem, po czym prosi abyście usiedli w swoim dmuchanym baseniku z wodą – on siada naprzeciwko was, w drugim baseniku z wodą, zakładając jednocześnie na głowę przyciasny, różowy czepek z uśmiechniętą żabką na froncie. Zamyśla się głęboko robiąc jednocześnie śmieszną minę, po czym stwierdza że w sumie to robicie super robotę i oddaje Wam swoje stanowisko, a sam będzie się od dziś zajmował wymianą wody w dmuchanych basenikach należących do firmy.

Jeśli macie bujną wyobraźnie, to takie ćwiczenie powinno Wam bardzo pomóc :)

Możecie poczuć się oburzeni na myśl o ośmieszeniu niektórych Waszych doświadczeń np. śmierci bliskiej osoby. Przyjrzyjcie się temu oburzeniu, ono będzie sporo mówić o tym, czemu to doświadczanie „musi” Wam jeszcze ciążyć.

Nie ma nic obraźliwego i złego w tym, że zrobicie sobie takie ćwiczenie. Ono nie ma na celu okazywania braku szacunku do pewnych ludzi czy zdarzeń. Ono ma Was oderwać od przekonania, że to postrzeganie danego wydarzenia jakie mieliście do tej pory jest jedynym słusznym i możliwym. Robicie to w swojej głowie, więc nikogo nie krzywdzicie.

Skrajny absurd ma służyć temu, żeby choć na chwilę uciec na przeciwległy biegun emocjonalny związany z tym wydarzeniem. Z całkowitej powagi, smutku, żalu czy nienawiści do komedii, luzu, śmiechu.

Łatwiej będzie Wam zauważyć, że tak naprawdę sami nadajecie wydźwięk temu co Was spotyka, tym jak się nastawiacie, w jaki sposób myślicie i rozpamiętujecie Wasze doświadczenia.

Nagle okaże się, że w sumie nie zawsze trzeba robić aż tyle dramatu, że nie zawsze trzeba aż tak poważnie do wszystkiego podchodzić.

Umiejętność zdystansowania się bardzo pomaga w życiu

Komentarze są zamknięte.