Pamiętam jak kiedyś normalne było dla mnie to, że ciągle na coś czekałem.

Zimą czekało się na lato, a w poniedziałek na weekend :) Jak miało się wydarzyć coś niezbyt przyjemnego i komfortowego, to się czekało aż będzie się miało to z głowy. A jak miało się wydarzyć coś miłego, to się czekało aż nadejdzie ten dzień. A to z kolei dość szybko przelatywało, więc czekało się znów na kolejny weekend, kolejne wakacje, kolejne miłe wydarzenie.

Problem był taki, że na wiele rzeczy byłem mocno zamknięty, więc w ostatecznym rozrachunku okazywało się, że zdecydowana większość mojego życia przemija mi na czekaniu na coś.

A co robi człowiek, który na coś czeka? Najczęściej zabija czas czyli robi coś mało produktywnego, byleby tylko się czymś zająć.

Przez ostatnie lata swojego życia zrobiłem wiele dobrych rzeczy dla siebie, ale jeszcze więcej czasu zmarnowałem na głupoty, na ciągłe czekanie na coś i „przyspieszanie czasu” nic nie wnoszącymi zajęciami.

Gdybym chociaż połowę tego zmarnowanego czasu wykorzystał w sposób produktywny dla siebie, to dziś pewnie bym pisał ten post z Majorki :D

Niczego oczywiście nie żałuje, ponieważ to naturalne że do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć we właściwym czasie. Daje sobie przestrzeń do niedoskonałości :)

Na szczęście jakiś czas temu nauczyłem się korzystać ze swojego czasu właściwie i od tamtego momentu wiele rzeczy w moim życiu znacznie przyspieszyło. Osiągam znacznie więcej w krótszym tempie, realizuje pomysły na które nigdy „nie było czasu” i mimo, że robię znacznie więcej – znacznie więcej też odpoczywam. Gdzieś się zapodziało to całe zmęczenie i przytłoczenie, które towarzyszyło mi wtedy, gdy marnowałem ogromne ilości czasu – w końcu już się nie muszę szarpać ze sobą i tym co jest do zrobienia, a to było dużo bardziej męczące niż samo robienie :)

Po prostu robię wszystko na bieżąco, a to sprawia że nie ma przestrzeni na uczucie, że coś tam ciągle mi wisi z tyłu głowy, a ponadto daje więcej czasu na wypoczynek bez poczucia, że muszę do czegoś wracać, na co nie mam ochoty. A taki wypoczynek jest dużo efektywniejszy.

Kiedy przestałem uciekać przed tu i teraz, przed sobą i swoim życiem – okazało się, że każdy dzień potrafi być cudowny, jedyny w swoim rodzaju i wiele wnoszący do mojej egzystencji.

Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem choć jeden dzień, który nie wniósłby nic do mojego życia. Wychodzę z założenia, że każdy dzień jest tym dobrym, wartościowym dniem i nie ma gorszych czy lepszych dni – wszystkie są wspaniałe :)

Wstaje mi się dużo lepiej rano mając poczucie sensu, zadając sobie każdego dnia pytanie „co dobrego dziś mogę zrobić?” Każdego dnia robię co najmniej kilka wartościowych rzeczy, ale oczywiście elastycznie, na luzie – jak poświęcę cały dzień np. na wycieczkę i nic innego już nie zrobię, to taki dzień też jest super.

Biorąc pod uwagę, że mamy przed sobą całą wieczność istnienia to marnowanie czasu wydaje się mało szkodliwym zajęciem. I rzeczywiście – żaden wielki dramat się z tego powodu nie dzieje. Pozostaje jednak pytanie – po co to robić, skoro w tym czasie można robić coś realnie wartościowego?

Jeśli macie przestrzeń na marnowanie czasu, to z pewnością macie również przestrzeń na robienie czegoś wartościowego i dobrego dla siebie :)

Jeśli zaczniecie się przestawiać na takie funkcjonowanie już teraz, a nie kiedyś tam, w bliżej nieokreślonej przyszłości (a to z reguły trwa dłuuuugo) to gwarantuje że za kilka tygodni, miesięcy czy lat będziecie sobie niezwykle wdzięczni, gdy będziecie już spijać śmietankę z tego, co sobie wypracujecie :)

Komentarze są zamknięte.