Niezadowolenie jest często pierwszą przyczyną, dla której po raz pierwszy sięgamy po rozwój. Jesteśmy niezadowoleni z pracy, związku, siebie, życia. Chcemy w końcu coś zmienić. I to jest pozytywne.
Pracujemy nad sobą, zmieniamy różne rzeczy, jakość życia idzie w górę. W pewnym momencie jednak trzeba zauważyć i zmienić nastawienie. Na niezadowoleniu można ciągnąć rozwój tylko do pewnego do momentu. Później zaczynają się pojawiać ściany.
To jest dość oczywiste i często powtarzane, nie odkrywam tu nic nowego.
Jest jednak inny problem – niezadowolenie ma różne formy i o ile typowe narzekanie, wkurzanie się i niecierpliwość łatwo zauważyć – to już z tymi subtelniejszymi objawami może być trudniej.
Przede wszystkim musimy uważać na niezadowolenie nieuświadomione. Możemy mieć wiele ukrytych programów w podświadomości, które generują nam problemy, a my tego nie widzimy. Np. możemy nienawidzić naszej pracy, widzieć ją jako zło konieczne i jedynym rozwiązaniem wydaje się wtedy zmiana pracy. Człowiek mówi sobie „miałem nieczyste intencje co do tej pracy, muszę sobie je oczyścić i przyciągnąć nową zanim mnie tu szlag trafi”
Kreujemy więc i afirmujemy nową pracę, otwieramy się na jej zmianę, a tu albo nie ma efektu albo kolejna praca okazuje się wcale nie lepsza!
Dlaczego? Bo tu właśnie działa nieświadomy program niezadowolenia – jesteśmy negatywnie uprzedzeni do tej pracy i generujemy sobie jak najgorsze warunki i rozwiązania, które nas tylko zniechęcą jeszcze bardziej do tego miejsca. I my możemy nawet rzucić tą pracę i pójść gdzie indziej, ale to niezadowolenie zabierzemy ze sobą. I ono będzie nam dalej psuć krew.
Obojętnie czy to praca, związek czy cokolwiek innego – warto wpierw przeafirmować, że „mogę być zadowolony i szczęśliwy w mojej pracy/w moim związku/w czymś innym”. I tu będzie trzeba się zmierzyć z tym buntem i upartością, że ty nie możesz być zadowolony z tego, bo coś tam coś tam. Powodów będzie na pewno wiele i z pewnością wszystkie będą takie ważne :)
Trzeba uwolnić się od uprzedzeń, od negatywnego oceniania. Jeśli nie nauczymy się bezwarunkowego zadowolenia i szczęścia przynajmniej w podstawowym stopniu – będzie nami powiewało jak chorągiewką, będziemy się przywiązywać, lękać utraty i zmian, itp. itd.
Nawet jak nie cierpisz swojego szefa, nawet jak płacą ci psie pieniądze i nudzi cię to co robisz – możesz się w duchu uśmiechnąć do siebie i poczuć szczęście, zadowolenie. Nie warunkuj tych uczuć.
I gdy zaczniesz się ugrutowywać w tych uczuciach to nagle się okaże, że albo ta praca wcale nie taka zła albo pojawią się sensowne możliwości zmian na lepsze.
Jednym z moich ulubionych, duchowych powiedzeń jest „nie ma drogi do szczęścia – to szczęście jest drogą”. Dla mnie w tym krótkim zdaniu tkwi bardzo głęboka mądrość będąca jednym z fundamentów rozwoju duchowego :)
Komentarze są zamknięte.