Samoocena to jeden z moich ulubionych tematów, więc premierowy wpis nie mógłby by poświęcony czemuś innemu :)

Często się mówi, pisze i uczy o niskiej samoocenie, o tym jak ją przekroczyć i zastąpić zdrowszym, wyższym poczuciem własnej wartości. Nieco rzadziej wspomina się zaś już o pułapkach „wysokiej” samooceny, którą łatwo pomylić z prawdziwym poczuciem własnej wartości, opartym na Boskiej Prawdzie o sobie.

Takich pułapek jest dość dużo, a pierwszą o jakiej chciałbym wspomnieć to temat ego i osiągnięć.

Przekraczanie własnych ograniczeń i osiąganie tego, co niegdyś wydawało się niemożliwe jest wspaniałym doświadczeniem. Stawanie się w czymś dobrym, zauważalnie lepszym od innych też jest miłym uczuciem. Nie ma co się wstydzić tego, że uważamy się w czymś lepszymi od innych (nie mylić z uważaniem się ogólnie za lepszego od innych :D). Ocenianie i porównywanie nie zawsze jest złe. Jeśli czujesz że gotujesz najlepiej ze wszystkich ludzi jakich znasz, to super – cieszę się że tak doceniasz swój kulinarny talent. Jeśli uważasz, że nikt cię nigdy w tym zakresie nie prześcignie i że wszyscy inni mogą Ci co jedynie garnki lizać, to już popadasz w niezdrowe nawyki myślowe – delikatnie mówiąc :)

Wszystko zależy od tego jaka jest intencja danej myśli czy poglądu – jeśli to jest tylko zdrowe, luźne pochwalenie siebie czy docenienie swoich umiejętności to wszystko jest w porządku, nawet jeśli ubierzesz to w takie słowa, że ktoś z kompleksami uzna cię za narcyza :) Jeśli jednak dostrzegasz w sobie potrzebę udowadniania tego co czujesz, czujesz napięcie że to co mówisz mogłoby być nieprawdą albo boisz się, że ten stan rzeczy zmieni się kiedyś na Twoją niekorzyść – coś już jest nie tak i zapewne wcale nie o docenienie ci chodzi, ale o to żeby podbudować sztucznie swoją samoocenę.

Druga ważna rzecz to fakt, że ego po prostu kocha i uwielbia przy każdym dużym i liczącym się osiągnięciu podkreślać fakt, że to „MOJE”.

Ja na ten przykład od dłuższego czasu jestem dość mocno otwarty na Boską mądrość i bezwysiłkowo przychodzi mi mówienie i pisanie mnóstwa naprawdę mądrych rzeczy. Ludzie bardzo często mnie chwalili z tego powodu, a moje ego oczywiście podsuwało mi bardzo chętnie różne myśli o tym jaki jestem w związku z tym wspaniały i uduchowiony, zdecydowanie dużo bardziej niż inni :D

Nie będę się rozpisywał o tym jaki to miało u mnie przebieg, bo to już temat na inny wpis. W każdym razie obecnie mam takie podejście do mojej mądrości, do tego co z niej wypływa, że to wszystko nie należy do mnie, a do Boga. To są Boskie dary, ale nie są tylko dla mnie, ani po to abym się podpisywał pod nimi jako jedyny ich twórca i autor. Czuję, że jestem przekaźnikiem tej mądrości, aby służyła ona zarówno mi, jak i innym ludziom. Nie umniejszam tu swojej roli, ponieważ doceniam oczywiście swoją otwartość i inne rzeczy, które pozwalają mi się tak przejawiać, ale jednocześnie nie nakręcam się że to jest MOJA mądrość.

Miałem kiedyś sytuacje, kiedy w rozmowie z pewną osobą coś tam jej powiedziałem, co jej dało do myślenia. Na podstawie tego napisała i opublikowała wpis, który wiele osób chwaliło właśnie za tą myśl. Był to moment w którym mogłem poczuć delikatne uszczypnięcie ego, które się nieco obruszyło że jak to to tak to – przecież to JA na to wpadłem!

Zaśmiałem się w duchu i zapytałem swojej podświadomości – czy na pewno JA? :)

 

 

 

Komentarze są zamknięte.