Nie byłem żadnym uduchowionym dzieckiem, ani nie miałem żadnych specjalnych przebłysków świadomości w dzieciństwie. Byłem do bólu przeciętnym chłopakiem z licznymi problemami. Cichy, nieśmiały, przestraszony i zamknięty w sobie, miałem tylko jedno małe marzenie – żeby wszyscy dali mi spokój i niczego ode mnie nie chcieli. Mając beznadziejną relację z rodziną i nie potrafiąc odnaleźć się wśród rówieśników, stroniłem od ludzi, a z wiekiem rosły tylko fobie społeczne. Brak miłości, przemoc psychiczna i emocjonalna w domu, później znęcanie się również i w szkole – to wszystko sprawiało, że rosła we mnie niechęć czy wręcz nienawiść do świata, ludzi i siebie samego. Moja samoocena była kompletnie zdeptana, a ja miałem wrażenie, że oddychając, tylko niepotrzebnie zużywam tlen innym. Wśród ludzi przejawiałem się jak niewidzialne dziecko, całą swoją postawą przepraszające za to, że żyje. Mając 15 lat miałem już typowe objawy depresji – niechęć do życia, zobojętnienie, silne wycofanie, zajmowanie się tylko tym, co konieczne, a przez resztę czasu uciekanie w świat książek i gier oraz pojawiające się myśli samobójcze. Na szczęście za bardzo bałem się umierania, żeby cokolwiek sobie zrobić, ale myślenie o tym przewijało się przez jakiś czas. Po kilku latach takiej wegetacji, gdy zaczynałem studia, nastąpił krytyczny moment, który odmienił wszystko. Zawsze brakowało mi czułości, bliskości i miłości, gdyż w domu nie dostawałem tego zbyt wiele. Niestety prowokowałem nieświadomie bardzo mocno do odrzucenia, więc wszelkie szkolne miłostki kończyły się, zanim w ogóle się zaczęły – szczególnie, że nie potrafiłem nawet wydobyć z siebie pełnego zdania, aby porozmawiać z jakąkolwiek dziewczyną. Gdy więc na nowo rozpoczętych studiach znalazłem sobie kolejny obiekt do nieszczęśliwego wzdychania, coś się we mnie poddało. Poczułem tak silną beznadziejność i niemoc, że odpuściłem sobie nawet fantazjowanie o tym, że kiedykolwiek mogłoby cokolwiek z tego być. Z ogromną siłą uderzyła mnie beznadziejność i żałosność całej mojej egzystencji. Miałem wrażenie jakby moje życie od samego początku było odgórnie przegrane. Przez kolejny tydzień czułem się, jakbym dosłownie miał kotwicę w brzuchu. Nie mogłem prawie nic zjeść, ponieważ miałem od razu odruchy wymiotne – tak silna była reakcja organizmu. Czułem się jakbym zapadł się w sobie i umierał za życia. Cierpienie było już tak silne i namacalne, że w końcu coś we mnie pękło i poczułem, że muszę coś zmienić, albo równie dobrze mogę położyć się na podłodze i czekać na śmierć. I wtedy po raz pierwszy w moim życiu zadałem sobie pytanie: „To ja mogę coś zmienić? Da się tak w ogóle?”.

To był moment, w którym rozpoczęło się moje przebudzenie. Momentalnie poczułem w sobie entuzjazm, jakiego jeszcze nigdy we mnie nie było i zacząłem szukać odpowiedzi w Internecie, wpisując nieco na oślep przeróżne hasła. W ten sposób trafiłem na pierwsze informacje o medytacji, chociaż nie było to jeszcze nic konkretnego, co dałoby mi jakieś sensowne odpowiedzi. Następnego dnia, idąc na uczelnię z nieco już innym nastawieniem, zmianę mojego zachowania zauważył jeden z kolegów z grupy. Od słowa do słowa, opowiedziałem mu co nieco o swoich próbach zmienienia czegoś w swoim życiu, a ten momentalnie ucieszył się i podesłał mi link do artykułów, które na zawsze odmieniły moje życie. Dowiedziałem się o pracy z podświadomością, wpływie intencji na nasze życie, formach pracy z własnymi emocjami i psychiką oraz wielu innych rzeczy. Dostałem praktycznie jak na tacy mnóstwo przydatnych informacji, dzięki którym mogłem zacząć odkrywać i realizować swoją własną praktykę – a wszystko to w ciągu doby od wyrażenia szczerej chęci do zmian! To był zaledwie początek cudów i pozytywnych zmian w moim życiu.

Od razu całkowicie zaangażowałem się w temat – byłem tak niesamowicie podekscytowany i zafascynowany tym, że nie tylko mogę rozwiązać swoje problemy, ale wręcz mogę kreować swoim umysłem rzeczywistość wokół mnie. Dużo było w tym jeszcze nieprzytomności i nierozumienia tego, o co naprawdę w tym wszystkim chodzi. Jednak uczyłem się i oczyszczałem swoje intencje wobec siebie i swojego rozwoju, dzięki czemu na przestrzeni czasu zyskiwało to wszystko na jakości. Moim nadrzędnym celem był związek partnerski, ponieważ cały czas tak bardzo pragnąłem bliskości i miłości, ale po drodze czekało mnie mnóstwo pracy z samooceną i innymi podstawami, nim w ogóle stałem się zdolny do tworzenia dojrzałych relacji z ludźmi. Dziś, chociaż dalej pracuję nad sobą i wciąż są przede mną cele czekające na realizację – udało mi się osiągnąć naprawdę dużo i jestem niesamowicie dumny z siebie. Poukładałem przede wszystkim relację ze sobą do tego stopnia, że zamiast nienawiści i niechęci, udało mi się zbudować całkiem sporo miłości, akceptacji i wspierającej życzliwości wobec siebie. Odbudowałem podstawy samooceny, odkrywając swoje liczne zalety i mocne strony. Poradziłem sobie z niemocą, złością, nadmiarem krytyki, lękami, skrajną nieśmiałością i wieloma innymi problemami. Dziś mogę powiedzieć, że szczerze lubię siebie i czuję się naprawdę dobrze ze sobą – uwielbiam wręcz to, że jestem właśnie sobą, a nie kimkolwiek innym. Udało mi się zbudować szczęśliwy i udany związek, w którym naprawdę niczego mi nie brakuje. Polubiłem się ze światem i ludźmi na tyle, że teraz moja praca (którą uwielbiam!) wiąże się z pomaganiem innym – wszystko to, czego nauczyłem się przy okazji ratowania siebie, wdrażam teraz w pracy z cudzymi problemami. Przy okazji wciąż odkrywam jak cudowni i wspaniali potrafią być inni ludzie.

Można więc powiedzieć, że ogólnie żyje mi się całkiem dobrze, lekko i przyjemnie. Nie zrealizowałem jeszcze wszystkich swoich celów i nie uwolniłem się od wszelkich ograniczeń, ale to jest kwestia czasu. Przez lata pracy nad sobą nauczyłem się, że każdy cel jest osiągalny, jeśli tylko podejdzie się do sprawy uczciwie, cierpliwie i wytrwale. Nie piszę tego wszystkiego, aby się chwalić, ale aby pokazać ci, że nawet beznadziejny przypadek (a właśnie takim byłem), może to wszystko przekroczyć i zbudować sobie zupełnie nową jakość życia. Nie będę ukrywał, że dla mnie pierwsze lata były dość trudne i żmudne, ale z czasem było coraz lepiej i coraz łatwiej. Chciałbym tylko, żebyś miał świadomość, że niezależnie od tego jak źle by z tobą nie było – na pewno da się coś z tym zrobić.