Wiele razy spotkałem się już z przypadkami ludzi, którzy twierdzą iż nie są wystarczająco dobrzy do związku z konkretną osobą (czy w skrajnych przypadkach – związku w ogóle).
Gdy byłem w liceum, w oko wpadła mi pewna dziewczyna z równoległej klasy – była śliczna, wysoka i sprawiała wrażenie bardzo pogodnej osoby. Nic więcej o niej nie wiem, ponieważ nawet nie próbowałem się do niej zbliżać. Pierwsze co sobie pomyślałem – „za wysokie progi na moje nogi”. Co innego mógł sobie pomyśleć zakompleksiony nastolatek, który uważał się za chodzącą definicje przeciętności, a w dodatku był niższy od niej? Podobno prawdziwy facet zaczyna się od 180 cm – cóż, mi akurat zabrakło 1 cm :D
Dzisiaj się śmieje z siebie, że byłem zdolny do postrzegania relacji damsko-męskich w taki sposób. Nie dziwię się jednak sobie, ponieważ nasze społeczeństwo jest mocno nastawione na ocenianie i porównywanie, więc często nie widzimy że można pewne rzeczy postrzegać zupełnie inaczej.
Ludzie są „tworami” tak złożonymi, wielowymiarowymi i nieustannie zmieniającymi się, że nie wiem jakim cudem można by obiektywnie porównywać ze sobą różne osoby i segregować na lepszych i gorszych, na mniej i bardziej zasługujących. No po prostu nie mieści mi się to w głowie.
Jak się to ma do związków? Przede wszystkim potencjalny związek należy postrzegać przez pryzmat wzajemnego dopasowania. To nie jest tak, że ty jesteś zbyt pomieszany, a druga osoba na tyle poukładana, że nie zasługujesz na nią, czy nie jesteś wystarczający dobry. Tutaj należy powiedzieć, że po prostu nie pasujecie do siebie. Różnicie się za bardzo w przejawianiu się, postrzegacie świat w inny sposób, macie inny poziom świadomości pewnych spraw.
Ja wiem, że są ludzie którzy są bardziej poukładani, bardziej oczyszczeni, bardziej świadomi, itp. itd. To nie znaczy jednak, że my jesteśmy gorsi od takich ludzi. Każdy jest na swoim etapie doświadczania rzeczywistości i tu nie ma lepszych ani gorszych etapów. Każdy ma swoją własną, specyficzną historię która go ukształtowała i cała sztuka polega na tym, aby odnaleźć kogoś kto na tu i teraz jest tak ukształtowany, aby jak najbardziej współgrało to z nami.
W oczach Boga, wszyscy jesteśmy tak samo kochanymi dziećmi. Tu nie ma pupilków, ulubionych synków i córeczek. Nawet najgorszy degenerat jest tak samo kochany przez Boga. Tylko ludzie z zamkniętym sercem, zawiścią i kompleksami chcieliby zasługiwać bardziej na miłość Boga z racji swoich „zasług”. A Bóg kocha wszystkich tak samo.
I wiecie co? To znaczy że wszyscy tak samo zasługujemy na miłość niezależnie od tego co sobą reprezentujemy. Trzeba tylko otworzyć serce na jej przepływ i pozwolić aby nas transformowała. A im bardziej się od miłości odsunęliśmy, tym intensywniejszy będzie to proces.
Doświadczyłem tego wszystkiego na sobie. Gdy prawie 5 lat temu w końcu spotkałem moją Ukochaną, byłem już po kilku latach pracy nad sobą, ale wciąż nosiłem w sobie ogromny bagaż wzorców DDA i karmicznego bałaganu. Ona również miała ciężkie dzieciństwo i silne DDA. I tak jak zalała nas fala ogromnej miłości do siebie, dzięki której przetrwaliśmy wszystkie najtrudniejsze chwile, tak też ta fala miłości zaczęła bardzo mocno i intensywnie transformować te wszystkie obciążenia.
Nie będę się wgłębiał w szczegóły, ale działo się i to dużo. Momentami było naprawdę ciężko – dwójka skrzywdzonych dzieci, z dziurami w sercu próbowała wylizać się z ran i nauczyć się funkcjonowania w zdrowy sposób, nie mając dobrych przykładów z domu. Musieliśmy do wszystkiego sami dochodzić i uczyć działania z zupełnie innego poziomu.
Ostatnio gdy na węzłach partnerka miała wypalane już jakieś dosłownie resztki z tego całego syfu – uzdrowiciel był w szoku, że my oboje mając tak silne DDA i obciążenia w ogóle przetrwaliśmy to wszystko razem. Podobno spora część ludzi mając tak silne obciążenia po prostu w pewnym momencie ulega wywałkom i niszczy swoje związki niezależnie od tego czy są one korzystne czy nie.
My się najwyraźniej za bardzo kochaliśmy żeby odpuścić i pozwolić na destrukcje :)
Po co to wszystko piszę? Przede wszystkim chciałbym zwrócić Waszą uwagę, że niezależnie od tego jacy nie jesteście, Bóg zawsze może Wam znaleźć kogoś kto jest na podobnym poziomie do Waszego. Mało tego – to może być związek, gdzie się nawzajem uzupełniacie i inspirujecie, gdzie nieustannie ciągnięcie się w górę niezależnie nawet od waszych oporów. Dla mnie to jest jedno z najpiękniejszych uczuć, gdy widzę jakim człowiekiem stałem się dzięki dobroci, ciepłu i miłości mojej partnerki, a jednocześnie jak bardzo ona rozkwitła przy mnie.
Oboje kiedyś mieliśmy praktycznie na zmianę wywałki, w których jedno z nas czuło się niegodne drugiego. A to nigdy nie było prawdą. Nie róbcie sobie tego i nie mówcie że nie jesteście dość dobrzy, aby ktoś Was szczerze kochał. To nigdy nie była prawda i nigdy nie będzie. Obojętnie jacy byście nie byli, macie w sobie cudowną, Boską cząsteczkę którą ta ukochana osoba będzie czuła i widziała niezależnie od tego, iloma maskami byście jej nie przykryli.
Obojętnie jak bardzo byście nie potrzebowali pomocy, gdzieś w świecie z pewnością jest osoba, która jest na podobnym etapie do Waszego i która tej pomocy też będzie potrzebować. Razem, jako zespół będziecie mieli większą moc przebicia, będzie Wam raźniej i nieraz będziecie się cudownie inspirować. Przy okazji pewnie też wyciągnięcie z siebie dużo ukrytych demonów, ale czy to nie lepsze niż trzymanie ich w ukryciu, kiedy one i tak gdzieś tam sobie niepostrzeżenie działają?
Nie poddawajcie się iluzji niezasługiwania. Miłość jest tu i teraz. Czeka cierpliwie na Wasze przyzwolenie :)