Czasami – szczególnie u osób początkujących w rozwoju duchowym – dochodzi do niezrozumienia o co chodzi w afirmowaniu i urzeczywistnianiu pewnych Boskich cech.
Powstają potem takie pomysły jak to, że afirmowanie niewinności pozwala na bezkarne czynienie zła i czucie się z tym w porządku albo afirmowanie bezpieczeństwa zwalania z potrzeby uważności i ostrożności bo niby nic się nie może stać.
Dlatego też tak ważna jest medytacja i poszerzanie świadomości, bo bez tego jesteśmy skazani na nasz umysł, który potrafi „wymyślać” :)
Wyjaśnijmy sobie kilka takich mitów:
1) Niewinność
Czysta i niewinna jest nasza Boska natura. Ta Boska cząsteczka w nas pozostaje nieskażona złem, niezależnie od tego jak się przejawialiśmy. Nasze ego z kolei to już inna para butów – ono potrafi być spaczone.
Problem w tym, że dualny umysł chciałby żeby coś było albo białe albo czarne. A prawda jest taka, że kiedy robicie coś złego to jesteście winni i niewinni jednocześnie. Niewinna jest ta Wasza Boska natura, której ewidentnie nie przejawialiście w momencie popełnienia zła, a winne pozostaje ego. Nie jesteście Waszym ego, więc z poziomu Boskiej Prawdy zawsze pozostajecie czyści i niewinni, ale dopóki nie urzeczywistnicie tej świadomości to pozostajecie w iluzji zła i winy. Utożsamiacie się z tym, choć nie jesteście tym.
Umysł dostaje tutaj lekkiego kręćka, prawda? To trzeba przemedytować i poczuć, a nie tylko zrozumieć.
No i teraz przechodzimy do najważniejszego.
W momencie kiedy afirmujecie sobie niewinność to chodzi o to, że wydobywacie z siebie tą część Waszej Boskiej natury, która jest niewinnością. Dostrajacie się do niej i zaczynacie się przejawiać z jej poziomu, a kiedy robicie to tak jak trzeba i rzeczywiście jesteście do niej dostrojeni – to zanika Wasza zdolność nie tylko do czucia się winnym, ale również czynienia wszelkiego zła. To są oczywiście procesy, która zachodzą stopniowo, ale efekt końcowy właśnie taki będzie.
Urzeczywistniając Boską niewinność nie będziecie mieli furtki do czynienia bezkarnie zła, ponieważ po prostu nie będziecie mieli żadnej ochoty ani intencji, aby je czynić. A wiecie skąd to wiem? Odpowiedź jest prosta – wszelkie ciągoty do czynienia zła zaburzają Boską niewinność, więc nie urzeczywistnicie jej w pełni, póki się od tego wszystkiego nie pouwalniacie. To jest proste, dlatego tutaj nie ma miejsca na żadne kombinacje.
2) Bezpieczeństwo
Czy afirmując że „jestem bezpieczny zawsze i wszędzie” mogę robić co chce i nic mi się nie stanie? Czy mogę wskoczyć pod pędzącego tira albo włóczyć się niebezpiecznych dzielnicach i prowokować wszystkich wokół?
Nie, to tak nie działa. Tutaj znowu mamy do czynienia z tym, że jeśli urzeczywistniamy Boskie bezpieczeństwo to jednocześnie uwalniamy się od wszystkich szkodliwych mechanizmów, intencji i pomysłów, aby robić rzeczy głupie, niebezpiecznie i ryzykowne. Intuicja mnie prowadzi, a ja jej słucham, gdy mówi żeby się rozejrzeć przed przejściem przez ulicę. Jeśli czuję, że powinienem pójść inną drogą i ominąć ciemny park nocą to robię to.
Właśnie tak działa bezpieczeństwo – nie poprzez nieśmiertelność i kuloodporność, ale przede wszystkim przez prowadzenie, które sprawia że pięknie omijamy wszelkie zagrożenia zanim cokolwiek się wydarzy. A to wymaga uważności, rozsądku i właściwych działań, a nie podejścia „hulaj dusza, piekła nie ma”
3) Miłość
Niektórzy myślą, że klepanie afirmacji na miłość do siebie wystarczy, aby ją czuć i przejawiać. Mówią „ale ja kocham siebie, bo przecież już to przeafirmowałem”, ale ich stosunek do siebie, sposób bycia w ogóle o tym nie świadczą.
Miłość trzeba najpierw poczuć i zrozumieć. Do tego świetnie nadają się kontemplacje tej cechy z ręką na duchowym sercu. No i potem jeśli stwierdzamy, że chcemy kochać siebie to trzeba do tego podejść całościowo. Ważne jest to jak traktujemy siebie, co o sobie mówimy i myślimy, jakie decyzje podejmujemy, itp. itd.
Nie wystarczy powiedzieć „kocham” żeby to była już miłość. Tak samo przecież jest w związkach. Czy wierzycie osobie, które deklaruje miłość do Was, mimo że jej czyny, nastawienia i decyzje świadczą o czymś zupełnie innym?
No właśnie, jeśli więc otwieracie się na miłość do siebie to bądźcie w tym autentyczni. Jeśli Wasz sposób bycia będzie sprzeczny z tym co afirmujecie, to tworzycie sobie co najwyżej pustą wydmuszkę bez żadnej wartości.
Afirmacje nie mają być narzędziem do prania sobie mózgu, ale wsparciem i dodatkiem do Waszych całościowych zmian w Waszym wnętrzu i życiu.
Jak już coś robicie to róbcie to całościowo, uczciwie z gotowością do wszelkich koniecznych zmian – w przeciwnym razie mogą spotkać Was silne rozczarowania i zniechęcenie do dalszej pracy nad sobą.
Z doświadczenia wiem, że zdecydowana większość osób, które się bardzo długo odbijają od wszystkiego i nie mogą osiągnąć rezultatów to osoby, które po prostu nie były gotowe, aby zmienić wszystko co potrzebne, a chciały jedynie częściowych lub nawet żadnych zmian w sobie.
Z kolei osoby gotowe i otwarte na to, aby zawierzyć Boskiej Intuicji na zasadzie „Boże rób wszystko co konieczne, zgadzam się na wszystko, byleby było dobrze dla mnie” to osoby, które mają efekty i rezultaty mimo nawet trudnych i ciężkich obciążeń.
Można kombinować i wymyślać, ale każdy kombinator prędzej czy później się przekonuje, że nic mu to nie dało po za opóźnieniem Boskiego urzeczywistnienia.
A Boskość jest prosta, tak po prostu :)