Są różne mechanizmy radzenia sobie w konfliktowych sytuacjach czy ogólnie komunikacji międzyludzkiej. Jednym z niezdrowych mechanizmów, szczególnie popularnym u osób mających do czynienia z rozwojem osobistym czy duchowym – jest nakładanie maski osoby, która jest ponad pewne rzeczy, mimo że nie jest :)

Ze względu na uwarunkowania kulturowe zazwyczaj wygląda to nieco inaczej w zależności od tego czy mamy do czynienia z kobietami czy mężczyznami. Oczywiście są mężczyźni przejawiający typowo „kobiecie” podejście i na odwrót.

U mężczyzn zazwyczaj budowana jest maska wielkiego mędrca, guru, który emanując głęboko mądrością i spokojem jest ponad jakieś tam głupie gierki i konflikty. Do umniejszania przeciwnika używa zwrotów typu:
– „kiedyś zrozumiesz” (czyli teraz jesteś za głupi i jeszcze nie dotarłeś tam gdzie ja, bo ja już zrozumiałem)
– „skoro okazujesz emocje/tyle się rozpisujesz to znaczy że to ty masz problem” (to że cię prowokuje i tylko udaje neutralność nie ma znaczenia)
– „życzę Ci otrzeźwienia/zrozumienia/poukładania problemu” (czyli wcale ci tego nie życzę, tylko podkreślam że to ty masz problem, a nie ja)

Takich przykładów można wymyślać całe mnóstwo. Mi się to kojarzy z bardzo prymitywnym zachowaniem, takim okazywaniem kto tu jest samcem alfa i rozmawianie z innym mężczyzną w sposób narzucający narracje „ja jestem wielki, ty malutki”. Nie trzeba nikogo wyzywać, nazywać wprost głupkiem, żeby sprawić żeby się tak poczuł. Same zdania mogą brzmieć nawet neutralnie czy pozytywnie, szczególnie wyciągnięte z kontekstu, ale to właśnie sam kontekst nadaje ton. Sposób wypowiedzi, tworzenie określonej hierarchii w dyskusji, balansowanie ważnością poszczególnych faktów i inne tego typu czynniki mają tu kluczowe znaczenie.

Co to za rozmowa, niby pozytywne doradzanie jeśli wokół tego został zbudowany klimat w stylu „słuchaj głupiutkie dziecko, mądry tatuś ci powie jak się sprawy mają” :) Czy taka osoba naprawdę chciała z głębi serca pomóc czy wykorzystała okazje, żeby pod płaszczykiem czegoś dobrego się po prostu dowartościować czyimś kosztem?

Przejdźmy teraz do naszych drogich pań, bo tutaj bywa równie wesoło. Z jakiegoś powodu, prawdopodobnie ze względu na społeczne wyobrażenia o tym jak kobieta powinna się zachowywać, wytworzyły się bardzo często spotykane wzorce „słodkiego jadu” – przynajmniej ja to tak nazywam :D

Niedawno trafiłem w sieci na publiczną rozmowę dwóch kobiet, które się posprzeczały o pewną rzecz, ale obie tak bardzo starały się nie pokazać, że czują jakiekolwiek negatywne emocje mimo że one się dosłownie z nich wylewały. Bo sprawa ta to była taka pierdoła, że naprawdę głupio było się o to kłócić. Żadna więc nie chciała się przyznać do tego, że ją to rusza, ale też nie potrafiły odpuścić.

Powiem tak – dawno nie widziałem tylu serduszek, uśmiechniętych emotek i zwrotów pełnych miłości w jednym miejscu z jednoczesnym uczuciem, że za tym wszystkim idzie taka energie, że drogie panie najchętniej by się za włosy poszarpały i zwyzywały od wszystkiego co najgorsze.

Tam nawet zwrot typu „Kochana!” z milionem słodkich emotek brzmiał jak „Ty szmato!” A pomiędzy tymi wszystkimi słodkimi zwrotami wbijane były szpileczki i odbijanie piłeczki.

Za tym wszystkim szło jakieś takie dziwne przekonanie u obu kobiet, że dopóki zachowują pozory sympatii, słodkości i luzu to rzeczywiście nikt nie zauważy tych negatywnych emocji i jadu. A tutaj wcale wielkiej wrażliwości nie trzeba mieć, aby czuć jakie to wszystko jest sztuczne, wymuszone i odrzucające. Dla mnie to wyglądało wręcz komicznie, jak z jakieś taniej komedii.

Jedne i drugie podejście łączy pewna rzecz – potrzeba udowadniania drugiej osobie i otoczeniu, że nie jesteśmy tacy… jacy rzeczywiście jesteśmy. Bo jeśli czujemy negatywne emocje to je czujemy. Jeśli się przejmujemy pierdołą to się przejmujemy. I w tym nie ma nic strasznego i złego!

Ja się do dziś potrafię przejąć jakąś głupotą czy zdenerwować. I nie widzę w tym żadnego powodu do wstydu. Zajmuje się już 10 lat pracą nad sobą, ale tak – czasami ktoś potrafi mnie wkurzyć czy zirytować. Tak po prostu. I czy to sprawia, że jestem mniej wartościowy czy kompetentny?

Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Ja tu nie widzę żadnych oświeconych istot, więc to normalne że wszyscy mamy jakieś tam swoje słabości czy ograniczenia. Szczególni ci, którzy tak bardzo starają się pokazać, że ich nie mają, bo to już w samo w sobie jest dużym ograniczeniem :)

Nie wstydźcie się swoich emocji, słabości, tego że sobie z czymś nie radzicie czy głupio się zachowaliście. To jest takie niewinne i naturalne. Akceptacja dla Waszych ograniczeń w komunikacji z innymi ludźmi jest tak naprawdę niesamowitą siłą – jeśli potraficie je swobodnie przejawiać i akceptować, to dopiero wtedy stajecie się autentyczni. I nie chodzi tu o bezmyślne wylewanie swoich pomyj na innych ludzi, ale po prostu o wolność od udawania i odgrywania jakichś sztucznych ról.

Komentarze są zamknięte.