Nasz system społeczny, który jest dość mocno nastawiony na rywalizację w wielu obszarach życia (szkoła, praca, pieniądze, a nawet związki) zakorzenił w wielu ludziach przekonanie, że trzeba być najlepszym (albo chociaż w ścisłej czołówce), żeby mówić o sukcesie i móc być zadowolonym z siebie.

Jak często spotykacie się z chwaleniem, docenianiem i wynagradzaniem osoby, która zajęła np. 12 miejsce w konkursie, w którym brało 1000 osób? Jeśli coś takiego się pojawia to raczej w bardzo symbolicznej i skromnej formie, a przecież zajęcie 12 miejsca na 1000 to jest świetny wynik!

Wiadomo, że zazwyczaj wynika to głównie z przyczyn organizacyjnych, gdzie najłatwiej jest wyróżnić te kilka pierwszych miejsc, resztę po prostu pomijając, ale w praktyce to sprawia, że często taki człowiek na 12 miejscu czuje, że równie dobrze mógłby być ostatni i nic by to nie zmieniło.

A szkoła? Typowe (przynajmniej za moich czasów, może teraz coś się zmienia?) podejście nauczycieli zakładało chwalenie prymusów i ruganie najsłabszych, reszta to było po prostu tło. Czy czwórkowi uczniowie doświadczają docenienia za to, że REGULARNIE osiągają DOBRE wyniki? Czy to nie jest też pewien sukces? A co z trójkowiczami, którzy z powodu różnego rodzaju ograniczeń muszą wkładać ogromny wysiłek w to, aby chociaż tą trójkę dostać? Czy to nie jest jeszcze większy sukces niż piątka u kogoś, kto ją dostanie bez nauki, bo po prostu naturalnie ma świetną pamięć i przyswajalność materiału?

Problem jest taki, że czy to w szkole czy w pracy nie ma po prostu zasobów (a często też i nawet chęci, gdy jesteśmy nastawieni na bezlitosną maksymalizację zysków), aby dokładnie prześwietlać każdy przypadek. Najłatwiej i najszybciej jest po prostu wyciągnąć najlepsze i najgorsze wyniki, a resztę zwyczajnie olać. Nikt się przecież nie będzie pochylał nad indywidualnymi predyspozycjami i uwarunkowaniami każdej jednostki, ponieważ na dużą skalę nie będzie to wydajne.

I tutaj dochodzimy do niezwykle ważnego wniosku.

To, że bycie „tylko” dobrym jest często niewystarczająco docenione, nie wynika z faktu, że jest to tak mało wartościowe, ale jest głównie skutkiem ułomności systemów, które mają swoje ograniczenia.

Niestety to wszystko sprawia, że społecznie fiksujemy się na byciu najlepszym, co dla niektórych osób zamienia się w obsesje. Jest mnóstwo osób, które są wybitne w tym co robią, ale emocjonalnie nie potrafią znieść tego, że inni są od nich lepsi i osiągają więcej.

A jeśli się nad tym chwilę zastanowić to widzimy irracjonalność takiego podejścia, bo przecież niemożliwym jest to, aby każdy mógł być najlepszy w swojej dziedzinie. Najlepsza (o ile w ogóle da się to sensownie porównać) już z założenia może być tylko jedna osoba – a co z całą resztą?

Obojętnie co robisz, jak bardzo to kochasz i jak świetny w tym jesteś, nie możesz odmawiać innym prawa do tego samego. Nie jesteś jedyną osobą, która zajmuje się tym samym i która też chce czuć się wartościowa i doceniona. Jeśli upierasz się, że musisz być w czymś najlepszy to tym samym ODMAWIASZ INNYM PRAWA do osiągania wyższych rezultatów niż twoje własne. A niby dlaczego twój potencjał i twoje ograniczenia miałyby dyktować to, co mogą, a czego nie mogą osiągać inni? Nie jesteś pępkiem wszechświata, a inni ludzie też mają swoje potrzeby, marzenia i potencjał do realizowania.

Tutaj musimy sobie uświadomić, że to co robimy ma jakąś określoną (choć niekoniecznie definiowalną słowami i niekoniecznie sztywną) wartość. To, co robią inni nie zmienia wartości naszych działań, co najwyżej wpływa na punkt odniesienia, jeśli budujemy naszą wartość na porównywaniu się. Wystarczy jednak przestać się porównywać i po prostu odczuwać naszą wartość w oderwaniu od tego, co robią czy czego nie robią inni. Jeśli np. potrafię ugotować pyszny obiad to sam fakt, że pojawia się ktoś, kto gotuje jeszcze smaczniej nie zmienia smaku moich potraw. One cały czas dostarczają dokładnie tego samego doświadczenia dla kubków smakowych. To tylko ego zaczyna wariować i próbuje obrzydzić sobie smak, ale zauważcie, że zmieniają się tutaj tylko emocje i to one mogą wszystko wypaczać. Fizycznie jednak smaczny obiad pozostaje smacznym obiadem.

Ah, gdyby ludzie byli świadomi, że w większości spraw naprawdę nie ma potrzeby być najlepszym, aby w pełni czerpać z tego, co jest realnie dla nas ważne. Świat pełen wystarczająco dobrych ludzi to wszystko czego potrzebujemy, a wybitne jednostki też się przydają, ale nie są potrzebne do wszystkiego. Szczególnie, że 95% wszystkiego co nas otacza jest budowane przez tych dobrych i przeciętnych, którzy są też często bardziej elastyczni i wszechstronni, niż geniusze zafiksowani na jednej, wąskiej specjalizacji. Jedni i drudzy mają swoje miejsce w tym świecie i są równie potrzebni, choć nie wszystkich się niestety równo docenia.

Ludziom się często wydaje, że jak nie będą najlepsi to nie osiągną swoich celów. Może nie osiągną akurat w konkretnym miejscu czy w konkretnej formie, ale jak nie będziemy się przy niczym upierać i pozwolimy sobie na pewną elastyczność, to w taki czy inny sposób je zrealizujemy.

Czy tylko najlepsze firmy osiągają duże zyski? Czy tylko najatrakcyjniejsi ludzie realizują udane związki? Czy tylko najwybitniejsi specjaliści w swojej dziedzinie mają dostatek klientów na swoje usługi?

Tutaj bardzo ważna jest (jak zawsze) kwestia relacji ze sobą i samooceny. Jeśli nie jesteś w stanie znieść tego, że inni są lepsi od ciebie w tym, co jest dla ciebie ważne to znaczy, że najpewniej wciąż warunkujesz swoje poczucie własnej wartości takimi zewnętrznymi osiągnięciami. Im bardziej będzie siebie kochał bezwarunkowo i czuł swoje centrum poprzez serce, tym mniej takie głupotki będą ci przychodzić do głowy :)

Komentarze są zamknięte.