Nie jest łatwo polubić siebie, jeśli wychowywaliśmy się w domu, w którym rodzice potrafili mówić o nas tylko źle (albo głównie źle). Doświadczając ciągłej krytyki i niezadowolenia z naszej osoby, jako dzieci, które dopiero uczą się, kim są i jaka jest ich wartość – niestety tworzymy bardzo negatywny obraz samych siebie.

Sam byłem tak „wychowywany”, regularnie słysząc, że jestem za cichy, nieporadny, nieżyciowy, leniwy, roszczeniowy, łasy na pieniądze, egoistyczny i samolubny, nie wspominając już o wulgarniejszych określeniach, których nie będę nawet powtarzać. Zarzucano mi się, że się nie uczę (choć miałem bardzo dobre oceny, ale nie idealne), że nie przychodzę rozmawiać z rodzicami (jakbym miał mało przykrych rozmów z nimi), że nie interesuje się ich potrzebami (jakby oni się interesowali moimi), że robię coś tylko jak się mnie poprosi, zamiast wykazywać inicjatywę i robić samemu z siebie (jakbym miał jakiekolwiek powody, aby się tak angażować) i wiele, wiele innych rzeczy. Potrafiłem być zwyzywany przez ojca nawet za to, że jako nastolatek nie znałem się na majsterkowaniu i narzędziach, mimo że to jego jak ojca było zadaniem, aby mi to pokazać i mnie czegoś nauczyć. On jednak potrafił tylko wymagać i oczekiwać, niezależnie od tego jak głupie i nielogiczne to było.

Spędzenie pierwszych dwóch dekad swojego życia w takich okolicznościach sprawiło, że miałem o sobie BARDZO NISKIE mniemanie. Technicznie nie da się po prostu dobrze o sobie myśleć, jeśli od najmłodszych lat dostaje się negatywne informacje na swój temat w ilościach hurtowych, przy jednoczesnym braku informacji pozytywnych (no, może nie licząc kilku względnie miłych słów raz na kilka lat).

Niestety jako dzieci, a później nieco starsi, ale już złamani psychicznie nastolatkowie i młodzi dorośli nie mam narzędzi i zasobów, aby zanegować to całe zło. Dla dziecka, do pewnego wieku rodzic zawsze będzie autorytetem, niezależnie od tego, jak bardzo patologicznie się przejawia. Właśnie dlatego tak bardzo ważne jest to, abyśmy już jako bardziej świadomi dorośli, dali sobie szansę na ponowną weryfikację tych wszystkich informacji. Zauważając, że tak naprawdę to nie my byliśmy tak dużym problemem, ale zaburzeni rodzice, otwieramy się na większą łatwość odpuszczenia tych ograniczających emocji i wyobrażeń.

Niezwykle ważnym procesem będzie to, aby zastopować odrzucanie samego siebie, które wyrosło na tych durnych, niesprawiedliwych i nieuzasadnionych ocenach, których się tak bardzo nasłuchaliśmy. Chodzi o to, aby zauważyć, że tak naprawdę nigdy nie byliśmy aż tak beznadziejni (nie było nawet blisko), a ogromna część negatywnego postrzegania siebie była oparta na zaburzonej fikcji. Cała ta nienawiść i niechęć do siebie, do jakiej przywykliśmy, nie jest i nigdy nie była uzasadniona – można powiedzieć, że zostaliśmy w nią wrobieni.

To nie jest łatwe, jeśli nie znamy nic innego niż nienawiść, krytyka i odrzucenie, dlatego warto czytać, słuchać i oglądać wszelkiego rodzaju treści związane z budowaniem zdrowej, pozytywnej relacji ze sobą, aby podświadomość miała jakieś punkty odniesienia. Ona potrzebuje dobrych przykładów i wzorów, bo tutaj nie wystarczy samo zatrzymanie złego traktowania – je trzeba jeszcze zastąpić tym dobrym, ponieważ nie da się siebie nie traktować w ogóle :) Jakieś podejście do siebie musimy mieć, a jeśli nie poznamy tego dobrego (nie tylko od strony teoretycznej, ale przede wszystkim praktycznej), to nie pozostanie nic innego jak kurczowo się trzymać tego, co już dobrze znane.

Dalej wchodzimy w żmudną i nie zawsze łatwą, ale mimo wszystko bardzo fajną pracę z odbudowywaniem tych wszystkich pozytywnych elementów. Uczymy się ciepła i życzliwości w podejściu do siebie, budujemy akceptację i wyrozumiałość, dajemy sobie prawo do zadowolenia z siebie i tego jacy jesteśmy, w końcu pozwalamy sobie zaopiekować sobą, dbając o swoje potrzeby, szczęście i dobro. Jest naprawdę wiele tych aspektów i nawet częściowe wdrożenie w życie któregokolwiek z nich, będzie wiązać się z ulgą i poprawą jakości życia.

Ostatecznie, burząc stare, brzydkie struktury i zastępując je czymś znacznie przyjemniejszym, zaczynamy coraz bardziej lubić i kochać siebie.

Na własnym przykładzie odkryłem, że choć przeszłość uformowała mnie, wkładając w wiele ograniczeń i bolesnych traum, to ona nie musi definiować tego, kim WYBIERAM być, w jakim kierunku podążam i co robię ze sobą oraz swoim życiem. Choć narcystyczny ojciec zrobił bardzo dużo, abym się odwrócił od samego siebie i bym posłuszny tylko jemu, mimo że praktycznie mnie złamał i byłem na skraju wycieńczenia, niemal gotowy skończyć ze sobą – udało mi się (z Boskim wsparciem) przełamać te schematy, zbuntować się i odmówić dalszego udziału w tym koszmarze, wybierając siebie i swoją własną drogę.

I to właśnie jest jeden z kluczowych składników na drodze do polubienia siebie – w końcu stanąć po swojej własnej stronie i stać się swoim własnym obrońcą, nawet jeśli ma się jeszcze tak wiele złych emocji i wyobrażeń na swój temat. Nie ma nic cenniejszego, niż danie sobie szansy na życie dla siebie i swojego własnego dobra. Nawet jeśli twoja podświadomość cię nienawidzi (tak jak moja nienawidziła mnie), to z pewnością się zmieni z czasem, jeśli swoimi czynami i zaangażowaniem pokażesz sobie, że naprawdę chcesz nauczyć się dbać o siebie i swoje dobro. Ja dziś mam bardzo dobrą relację ze swoją podświadomością głównie dlatego, że przez te wszystkie lata, ona mogła się przekonać, jak bardzo mi na sobie zależy i jak wiele jestem w stanie zrobić, aby wygrzebać się z tego całego koszmaru, w którym bardzo głęboko tkwiłem. To tak samo jak w bliskiej relacji z drugim człowiekiem, zaufanie i bliskość budują się, gdy się razem wiele przeżyje i wynika z tego dużo dobrego :)

PS. Jeśli ktoś potrzebuje tych zdrowych przykładów jak powinna wyglądać zdrowa relacja ze sobą i informacji jakie są poszczególne jej aspekty to zachęcam do zainteresowania się jedną z moich książek („Fundamenty dobrej relacji ze sobą”), która dokładnie w tym celu została napisana :)

Komentarze są zamknięte.