Jeśli pragniemy sukcesu, pieniędzy, miłości czy czegokolwiek innego, co jest dla ważne i nawet aktywnie działamy w tym celu – rezultaty nie zawsze są zadowalające. Przyczyn takiego stanu może być bardzo dużo i nie będziemy dziś omawiać każdej możliwości, a skupimy się na jednym z głównych, fundamentalnych wręcz aspektów.
Chodzi o aspekt samoocenowy.
Załóżmy, że mamy na myśli konkretnie sukces zawodowo-finansowy. Gdyby zapytać was, czy byście chcieli mieć fajną, spełniającą pracę, która przynosi dobre pieniądze to raczej większość byłaby bardzo entuzjastycznie nastawiona do takiego konceptu. Część z was pewnie nawet podejmuje konkretne działania w tym kierunku. Uwzględnić jednak trzeba szerszy kontekst, który zahacza o szereg wyobrażeń na temat siebie samych i otaczającego nas świata.
Chcę mieć dobrą pracę i solidne zarobki. To jest oczywiste. Ale jak siebie postrzegam? Czy zasługuję na to, aby było mi tak dobrze (lepiej niż innym!) w życiu? Czy jestem wystarczająco dobry (w moim mniemaniu!) w tym co robię, aby osiągać WIĘCEJ niż przeciętna większość? Czy byłbym w stanie psychicznie udźwignąć sukces (obowiązki i zadania, które się z nim wiążą)? Czy ja mam prawo do dobrych pieniędzy? Czy to jest uczciwe, że lekko zarabiam dużo pieniędzy, gdy inni harują za grosze? Czy moje otoczenie pozwoli mi na sukcesy, szczęście i spełnienie? Czy będą mi zazdrościć, odrzucać mnie, atakować z tego powodu? Czy uważam, że Bóg, ten świat i ludzie mają dla mnie tak dużo dobrego? Czy potrafię spojrzeć na siebie jak osobę, która zasługuje to, aby być rozpieszczaną, kochaną, wspieraną, obdarzaną przez świat, Boga i ludzi? Czy świat sukcesu i dostatku to jest moje miejsce, do którego pasuję i należę? Czu uważam, że ta część świata będzie w ogóle mnie chciała? Czy będę tam mile widziany?
To jest tylko kilka pierwszych z brzegu przykładów typowych ograniczających myśli i wyobrażeń. Im bardziej będziemy drążyć temat na którym nam zależy, a w którym nam COŚ nie idzie – tym więcej będziemy odkrywać różnego rodzaju zgrzytów, oporów czy wręcz totalnych ścian.
Istotne jest to, aby zrozumieć, że jeśli dążymy do danego celu, to musimy tam podążać na wszystkich poziomach jednocześnie. Nie wystarczą fizyczne działania, jeśli umysł i emocje się zapierają, że one nigdzie nie idą. Nie wystarczy pracować z umysłem i emocjami, jeśli fizycznie nie robimy zupełnie nic. Umysł, ciało, psychika, emocje, wola – te wszystkie elementy muszą zmierzać w tym samym kierunku.
Wiele osób szarpie się ze sobą, wkłada mnóstwo wysiłku w różne działania i wkurza się, nie rozumiejąc „czemu to wciąż nie wychodzi?”. Często są wręcz zbuntowani, że oni już tyle zrobili, że już nie chcą nic więcej pracować z tym tematem, obrażając się na wszelkie duchowe praktyki. A większości przypadków to jest właśnie kwestia tego, że ich działania mogły być nawet sumienne i intensywne, ale po prostu odbywały się z pominięciem jednego z kluczowych elementów (np. intensywna praca w głowie i na poziomie fizycznym, ale z bardzo płytkim dotykaniem emocji). To jest dosyć normalne, że przy różnego rodzaju traumach i trudnych doświadczeniach z przeszłości mamy odcięty dostęp do pewnych sfer naszego wnętrza. Z tym odcięciem i traumami trzeba po prostu pracować, a nie pomijać je, uparcie dążąc do celów gdzieś naokoło.
Tak samo jest w kwestii budowania właściwej samooceny wokół naszych celów. Potrzebujemy działać na wszystkich poziomach jednocześnie – budować właściwe uczucia, mentalne wyobrażenia, a także wdrażać fizyczne działania, które będą wyrazem tej wyższej samooceny. Mówiąc krótko – musimy myśleć, czuć i działać jak ktoś, kto ma zdrową samoocenę. Wybiórcze podejście nie będzie się sprawdzać na dłuższą metę, choć oczywiście nawet takie niepełne wdrażanie wyższej samooceny będzie dawało jakiś efekt ulgi w porównaniu do ograniczeń na wszystkich frontach.
Komentarze są zamknięte.